Przez 3/4 filmu jakiś koleś użala się nad sobą, bo go dziewczyna rzuciła, to nie jest w żadnym wypadku smutne czy romantyczne tylko po prostu żałosne, komiczne i niesmaczne (jak twórczość Jamesa Blunta).
Dziewczynka jest jednym z plusów tego filmu, fajnie zagrana rola, i ten jej nie do końca opanowany angielski; chociaż łzy dziecka to też jest tani chwyt żeby wzruszyć widza - w tym wypadku jednak się za bardzo nie sprawdza, bardziej chce się ziewać niż płakać. Ale ona jednak jest punktem centralnym w tym filmie i dzięki niej w miarę się go ogląda.
Parę zabawnych rzeczy dzieje się w "wątku wyobraźni" - indianin-hindus, Darwin-małpka - aczkolwiek są to tylko niewielkie detale na tle całego filmu. Generalnie wszyscy "bohaterowie" w tym wątku są nijacy, mało wyraziści, bez charakteru, nie mowiąc o jakiejkolwiek psychologii, są po prostu pieknymi, ale pustymi kolorowymi obrazkami (jak cały ten film zresztą).
Bardzo irytowały mnie momenty "darcia mordy" przez bohaterów kiedy są na początku przedstawiani oraz Darwina pod koniec, strasznie jakoś sztucznie i nieadekwatnie w stosunku do całości to wyszło, żenujące wręcz było (takie jakieś mam po prostu odczucie).
Największym plusem są oczywiście zdjęcia, momentami naprawdę przepiękne, jeśli już z jakiegoś powodu można ten film obejrzeć, to tylko ze wzgledów wizualnych (bo w środku pustka).
Dlatego ostatecznie 6/10, choć to chyba i tak zawyżona ocena.