Gdy poprzednia część zakończyła się "optymistycznie". Miał zacząć wymarzoną pracę, miał inteligentną kobietę... "happy end".
Tak druga część od razu sprowadza za mordę i do ziemi. Interes idzie ciężko, dziewczyna go zostawiła, a tu jeszcze cała reszta ekipy okazuje się być... frajerami bez przyszłości (może ten "Ken" coś tam, coś tam).

Chyba, że przegapiłem jakieś sceny w filmie, ale ostatecznie okazuje się, że poza wiciem się przed babkami to nic innego nie potrafią (poza Mike'iem).

I o ile na scenie byli "królami". Wielbionymi, podziwianymi, na których panienki chcą się rzucać... to po ostatnim występie staną się... nikim. Nie mają innego wachu, wiedzy, umiejętności, czeka ich nudna mroczna przyszłość co w kontraście z tak intensywnym życiem jakie mieli, na scenie w glorii i podziwie... raczej powinno być dla nich dołujące.

Tak kojarzę, że tylko "Ken" miał tam jakąś fuchę jako model. A tak to... jeden coś tam o jogurtach? :/ I to też chyba nie z pasji tylko z desperacji? "Tarzan" rzucający dołująco, że oddałby wszystko za dom i rodzinę...

No smutny i dołujący film jak dla mnie. Tak, że to prężenie się i wicie przed panienkami ostatecznie okazuje się... uja warte.