Jego książki są niesamowicie klimatyczne, bardzo wartościowe w swoim gatunku, ale z jakiegoś powodu "nieprzekładalne" na język kina. Filmowy Manitou to kompletna pomyłka. Obejrzałem do końca wyłącznie z szacunku dla pisarza.
Proszę nie uwłaczać Mistrzowi z Providence:) Moim zdaniem Mastertonowi do Niego bardzo daleko. A przełozyć się da, kiedyś się taki urodzi, co podoła:)
Nie uwłaczam, bo nawet nie porównuję. Przede wszystkim Masterton jest pisarzem nierównym. Czasem pisze słabe rzeczy i jakby taśmowo, ale niektóre jego książki to klimatyczne rodzynki z zakręconą historią :) i za nie właśnie taki go lubię :) Bez porównania bardziej niż jakiegoś rozchwytywanego Kinga, Koontza czy innych współczesnych. Natomiast Lovecraft to po pierwsze inna epoka (jego mizantropia i odcięcie od współczesnych i przez to staroświecka maniera dodatkowo pogłębia to wrażenie), a po drugie on jest tak wymuskany w słowie jak poeta bardziej niż pisarz. Podobieństwo między nimi jest takie, że ich powalone koszmary są raczej nieprzekładalne na język kina i tyle :)
No tak, masz rację, ale ja uważam, że mimo wszystko niesprawiedliwe jest stawianie ich w jednym rzędzie. Lovecraft to bez watpienia najbardziej oryginalny twórca swoich czasów, stworzył nową mitologię, naszkicował całe uniwersum. Masterton jest za to wtórny do bólu... Ale zgadzam się, że ten klimat bardzo trudno przełożyć na język filmu, jeszcze sie nikomu nie udało dotąd...
Może i wtórny, ale (przynajmniej w moim przekonaniu) można się dobrze bawić czytając jego trzy książki. Jakiekolwiek, bo to jedna i ta sama historia, tylko z rekwizytami innymi. Więcej jak trzy Mastertony nie ma sensu czytać najmniejszego.
DOKŁADNIE odwrotnie jest z Lovecraftem. Aby zrozumieć ten – użyję Twojego trafnego sformułowania- szkic całego uniwersum, trzeba przeczytać jeśli nie wszystko z opowiadań (co nie jest takie znowu trudne, wcale tak objętościowo dużo tego nie było) to przynajmniej większość opowiadań. Dobrze też znać listy, eseje i „Nadnaturalny horror w literaturze”.
Nie wiem, na miejscu to, czy nie na miejscu, ale jeśli interesuje Ciebie specyficzne i ciekawe spojrzenie na mitologię Mistrza, to polecam:
http://masz-wybor.com.pl/tag/groza-jest-swieta/
Do pobrania za darmo.
Dziękuję za uświadomienie mnie. Dobrze, że my - szaraczki o niskiej inteligencji - mamy w sieci takich jak ty.
PS: w sieci jest od groma takich jak ty.
Cokolwiek napiszesz na mój temat, nie zmieni to faktów:) Tylko niewielka część twórczości Mastertona to książki, powiedzmy, poprawne. Lovecraft to całkiem inna liga, nie ma czego porównywać. Nie rozumiem, czemu obraża Cię czy bulwersuje stwierdzenie faktu.
Fakt to trzecie zdanie z mojej ostatniej wypowiedzi:) Faktem jest też, że tylko niewyrobiony literacko czytelnik może stawiać Mastertona wyżej od Lovecrafta:) O co Ci właściwie chodzi? Znajdź kogoś, kto zgadza się z Twoim zdaniem na temat Mastertona, nie wiem po co ta wymiana zdań.
Im więcej piszesz, tym większy mam ubaw z tego co pleciesz. Właśnie po to mi ta wymiana zdań. Bo lubię się śmiać ;)
Magia filmwebu. Dam sobie coś tam obciąć, że gdyby spotkali się na jakimkolwiek innym forum, to by się po prostu nie zgodzili, stwierdzili że ich zdania są różne i grzecznie podziękowaliby za dyskusję.
Twój post odczytać można, a nawet trzeba jako: to ja jestem najmądrzejsza na świecie i nawet w całej galaktyce i jeśli ja mówię, że jest tak, a nie inaczej, to oznacza że wlaśnie tak jest. Kto sądzi inaczej, jest zwykłym idiotą i tyle.
Czasem bywam obcesowa... Ale nie wypowiadam się na tematy, na których się nie znam. Bywa, że wyprowadza mnie z równowagi cudza ignorancja i tak chyba było w przypadku powyżej.
P S Niewłaściwie odczytujesz moje intencje. Musiałam się mocno zbulwersować, skoro użyłam takiego "tonu" :)
Nigdy nie zrozumiem zachwytów nad Lovecraftem. Trafił mi w ręce zbiór jego opowiadań i nie dałem rady przebrnąć przez to. Za ciężka literatura jak dla mnie. Zdecydowanie wyżej stawiam Mastertona.
Panie West, pan jeszcze pyta?
To tak, jakby prozę J. K. Rowling (która, owszem, stworzyła ciekawy świat, ale używany przez nią język jest, jak sam to nazywam, prostacki) porównywać do tej, co wyszła spod pióra J. R. R. Tolkiena, Ursuli K. LeGuin czy Terry'ego Pratchetta. Najzwyczajniej w świecie Graham Masterton z całą swoją twórczością może Howardowi Phillipsowi Lovecraftowi czyścić raz w roku nagrobek (że nie wspomnę nazwiska Edgara Allana Poe...).
Jestem podobnego zdania (odnośnie ekranizacji/adaptacji) - od kiedy przeczytałem "Hobbit, czyli tam i z powrotem", "Silmarillion" i trylogię "Władca Pierścieni" pragnąłem ujrzeć te dzieła na dużym ekranie, jednocześnie nie wierząc, by ktokolwiek był w stanie ten ciężar z klasą unieść.
A jednak...
Tylko którą książkę? (pomijając te nieudane) Jego książki są nie-przekładalne. A przynajmniej nie wiem który reżyser z podobną wyobraźnią mógłby się za to zabrać. Garfieldową przepraszam za porównanie Mastertona do idola. Chodziło mi tylko o sam problem z przekładalnością. Jest np. taki Brian Aldiss i jego genialna "Cieplarnia" - 50 lat temu napisana i nikt się za to nie zabrał. Dlaczego? Ten sam powód.