Ten film nie nadaje się do oglądania, szczególnie dla ludzi, którzy o historii mają trochę pojęcia. Nie chodzi tu nawet o murzynów w roli szkockiego lorda czy angielskiego ambasadora, za przeproszeniem w XVI w. to taki człowiek na dworze angielskim mógłby być pokazany jako ciekawostka przyrodnicza złapana w czasie wojaży... Poza tym zachowania dworzan w obecności królowej to jakieś nieporozumienie, czy naprawdę nikt w dzisiejszym świecie nie rozumie, że od czasów Henryka VIII król był namaszczony przez Boga i tak był traktowany. Elżbieta była boginią, poślubioną Anglii a nie panienką z XXI w.. Dwórki Elżbiety I też raczej nie mogły być Azjatkami, ale do sedna. Film spłyca historię Marii Stuart i Elżbiety I do poziomu dwóch ckliwych kretynek i brudnej kałuży, w której stoją. To smutne, bo historia najpotężniejszych władczyń jest na tyle ciekawa, że można ją opowiedzieć znacznie lepiej. Póki co, jedynie film "Elżbieta" z genialną Cate Blanchett jest namiastką historii.