a na dodatek była już lepiej sfilmowana. Na uwagę zasługują kostiumy, scenografia, zdjęcia, muzyka. I to na tyle. Spośród dwóch głównych aktorek bardziej przekonująca była dla mnie Margot Robbie. Pomimo tego, że miała zdecydowanie mniej czasu ekranowego, potrafiła w sposób wiarygodny przedstawić emocje Elżbiety. Słabo zinterpretowane postaci, wygłaszane ze śmiertelną powagą banały w stylu: "Mężczyźni są tak okrutni", gdy już mieliśmy w trakcie filmu możliwość zobaczenia tego i nie ma potrzeby diagnozowania oczywistości. Zaznaczając, że jestem kobietą, już irytuje mnie taka jednowymiarowość w kreowaniu męskich postaci. Tu mamy okrutników, a w Faworycie byli debile. Rozumiem walkę o równe prawa, ale zaczyna się to negatywnie odbijać na jakości sztuki, jaką jest film.
Muzyka? Nie dość, że była totalnie nijaka, to jeszcze totalnie nie pasowała do tego co się dzieje na ekranie. Totalna pomyłka.
Bardzo rozbawiła mnie scena przed zasadzką w wąwozie (swoją drogą już dawno nie widziałem tak źle i niskobudżetowo przedstawionej sceny batalistycznej), w której Maria wspomina o tym, że miecze są nie tylko dla ozdoby, po czym jedyne co robi w czasie walki to dwukrotnie macha ręką. Kwintesencja tego "dzieła".
Co do muzyki - szkoda Maxa Richtera, że musiał swym talentem okrasić tak słaby film (do bólu poprawny politycznie, skrajnie feministyczny i niezgodny z prawdą historyczną).