Film stronniczy i powierzchowny. Autorzy dokumentu upierają się przy tezie, że MM zyskał sławę wyłącznie dzięki szokowaniu, satanistycznej oprawie występów oraz wulgarnemu zachowaniu. Zapomniano wspomnieć o muzyce, świetnych tekstach i o całej reszcie, która nie pasowała twórcom - czyli np. tym, ze na koncerty MM nie przychodzą wyłącznie 15 latki, a wielu jego fanów ma już swoje dzieci z którymi chadza na jego występy. Zespół istnieje od 1989, więc niech mogliby darować sobie teksty, że wyłącznie świetny marketing trzyma go na fali przez tyle lat. Nie podoba mi się też próba manipulacji w filmie: fragment o koncercie w Rzymie i tym, że Manson celowo obraził papieża występując w papieskim stroju. Ok - szkoda, ze zapomniano wspomnieć, że nie było to przygotowane specjalnie na koncert w Rzymie, i że we wszystkich innych miastach/krajach także występuje w tym stroju śpiewając zresztą konkretny utwór. I na koniec- kogo obchodzi zdanie sfrustrowanego gościa sprzedającego plakaty? człowieka, który zupełnie nie wie o czy mówi, bo MM zna tylko z tych plakatów? Ten film nie powinien być nazywany dokumentalnym - jego realizacja i tabloidyzacja zawartych w nim informacji są na poziomie The Sun.
Prawda. W niektórych głowach po prostu nie może się mieścić, że Manson to przede wszystkim świetny wokal, dosadny tekst i rewelacyjna gitara. Cała reszta to artystyczna otoczka, która jak dla mnie jest czymś zupełnie innym, niż palenie Biblii przez Nergala, czy podobne domorosłe bzdety. Tu nie chodzi o manifestację nienawiści (jego teksty bardzo wyraźnie krystalizują to, co ma do zarzucenia Chrześcijaństwu), ale cały jego image jest elementem kunsztu. Jak sam śpiewał: "I'm not an artist, I'm a fu*king work of art". Jako jednemu z niewielu udało mu się rozszerzyć pojęcie sztuki i spersonalizować je we właściwych proporcjach. Oczywiście zawsze znajdzie się grono "oburzonych", "wstrząśniętych" itp. Tym niemniej jeśli jakiś laik chciałby dowiedzieć się o MM czegoś więcej to nie polecam tego filmu.