Kolorowa pocztówka z Marsa uwieńczona bohaterstwem ziemian. Przewidywalny, propagandowo mdły i co najgorsze pozbawiony dramaturgii. Sięganie po tematykę Marsa, czy w ogóle człowieka w kosmicznej przestrzeni z dala od naszej "przyziemnej szarości" to zawsze spory kapitał, którym potencjalni twórcy już na starcie mogą się obdzielić. Wystarczy tylko nie schrzanić całej reszty. A cała reszta to niestety wspomniana przeze mnie wyżej sztampa. Hollywoodzkie kino mainstreamowe od lat cierpi na odczłowieczenie. Kolejne seanse pokazują perfekcyjnych, nawet jeżeli przeżywających chwilę słabości to powracających w amerykańskim stylu do sił, bohaterów. Przewidywalnych tak jak cała ich amerykańska heroiczność. Nie ma się co rozpisywać. Technicznie i wizualnie film pozwala dotrwać do końca. Cóż z tego, jeżeli tego typu wodotryski są w Hollywood standardem od kilkudziesięciu lat. Fabularnie i dramaturgicznie to kolejna wydmuszka, w której aktorzy przyodziani w swoje zawodowe maski odgrywają znany już do bólu hollywoodzki schemat. Nie ma w tym filmie emocji. Jest wyłącznie historia. 5/10