Przed seansem obawiałem się kolejnego rozczarowania made by Ridley Scott and Matt Damon. Dlaczego? Otóż filmowa forma pana Scotta od dawna pikuje w dół. Jego ostatnie filmy to porażki straszne (Robin Hood, Prometeusz,Adwokat), osobiście uważam, że pan Scott skończył się na Black Hawk Down, później już tylko gorzej (z wyjątkiem American Gangster). No a Matt Damon? Jego obecność też nie wróżyła mi nic dobrego, zwłaszcza, że ostatnio to albo przed kimś ucieka (trylogia Bourn'a, Władcy umysłów) albo jest poszukiwany i ratowany z opresji (Szeregowiec Ryan, Interstellar, Marsjanin) albo gra w jakichś badziewiach (Kupiliśmy Zoo, Elizjum). Więc zapowiadało się słabo. No ale do rzeczy. Z kina wyszedłem lekko znudzony. Nie znając książki ani zapowiedzi wiedziałem jak się to skończy. Scott mnie niczym nie zaskoczył. Wydaje mi się, że takie widowisko s-f powinno trzymać w napięciu, a tu po prostu główny bohater odbębnia punkty od a do z, po kolei. Potrzebuje jedzenia? myk i znajduje ziemniaki! postanawia je rozmnożyć? myk! i buduje sobie maszynę do produkcji wody z ciekłego wodoru. Potrzebuje lepszego zasilania do swojego łazika? myk! idzie na wzgórze i odkopuje radioaktywne materiały, zakopane tam wcześniej przez ekipę (na głębokość aż 1.5 metra, no bezpiecznie, że szok) i podłącza je na luzie do łazika. W ogóle cała sytuacja związana z burzą i nagłą ewakuacją - ewidentny farmazon - NASA ostrzega ekipę, że nadchodzi "mega burza, największa z możliwych", no i ostrzega ich na 5 minut przed burzą. Genialne. Szybko , macie aż 5 minut by uciec z planety! W ogóle co za bezsens, że tyle czasu, pieniędzy, sprzętu NASA pakuje w misje na Marsa i nie buduje porządnej bazy. Jest dla mnie oczywiste, że w takich warunkach bazą dla astronautów powinna być jaskinia wydrążona w skale, żeby byli bezpieczni - Mars nie ma atmosfery i byle meteor (a spada ich tam niemało) załatwi sprawę z ich prowizorycznym ekwipunkiem). No i sama burza. Kolejny bezsens. Miała być super-mega silna (w końcu zmusiła astronautów do ewakuacji), a po niej wszystkie elementy pozostały, praktycznie, nie tknięte (oprócz drugiego łazika i anteny). Także główny bohater został bez łączności. To też niue problem, pojedzie sobie kilkadziesiąt kilometrów dalej, bez problemu znajdzie starą sondę wysłaną przez NASA jakieś 50 lat wcześniej, uruchomi ją(!) i tada! łączność gotowa. Na chwilę obecną to wszystkie absurdy, które pamiętam. Kolejnym minusem jest muzyka - nie ma to jak piosenki Abby w kosmosie. Spodziewałem się czegoś majestatycznego (coś na kształt ost. do Total Recall, z nieśmiertelnym The Dream), a tu jakieś szwedzkie disko.
Jedyny plus to zdjęcia. Pan Dariusz Wolski pokazał swój kunszt! Zwłaszcza w 3d. Zdjęcia gór marsjańskich, tornad na niebie czy chmur.. Ujęcia wszelakie.. Miodzio, po prostu.
Aha, jeszcze jeden minus: ten film jest poprawny politycznie aż do bólu, żeby nie powiedzieć dosadniej! Obsada jest tak dobrana, że prawie odwzorowuje kolory tęczy. Super ważny człowiek - Murzyn, super geniusz co wpada na plan ratunkowy - Murzyn. Super konstruktor lądownika - Azjata, dowódca misji - kobieta, członek misji - Latynos, super team pomagający dzielnemu NASA - Chińczycy, zastępca szefa NASA - kobieta (jej rola to jakaś porażka - całkowicie nie potrzebna na ekranie, jedyne do czego się przysłużyła to moment w którym użyto jej głowy do włączenia długopisu)...
Podsumowując - dziadek Scott powinien iść już na emeryturę. Ze strachem wyczekuję nowego Prometeusza; a Matt Damon - czekam na film w którym nie będzie taki zayebisty i przystojny, coś wymagającego aktorsko, bo to była cienizna.
Generalnie oceniam film na 6, ze względu na zdjęcia. Gdyby nie to byłaby trójeczka.
Dziękuję za uwagę.
Do Matta bym się nie czepiał, a Scott - ewidentnie emerytura. Tak nawiasem mówiąc, tej burzy tam w ogóle nie powinno być, atmosfera Marsa jest zbyt rozrzedzona. Ale to szczegół. Kolejne Prometeusze w planach (podobno jeszcze 3!) i - co najgorsze - kolejny Blade Runner. Dick przewraca się w grobie
Żaden ze mnie znawca, ale wikipedia mi mówi że burze piaskowe na Marsie występują https://pl.wikipedia.org/wiki/Atmosfera_Marsa
"Aha, jeszcze jeden minus: ten film jest poprawny politycznie aż do bólu, żeby nie powiedzieć dosadniej! Obsada jest tak dobrana, że prawie odwzorowuje kolory tęczy. Super ważny człowiek - Murzyn, super geniusz co wpada na plan ratunkowy - Murzyn. Super konstruktor lądownika - Azjata, dowódca misji - kobieta, członek misji - Latynos, super team pomagający dzielnemu NASA - Chińczycy, zastępca szefa NASA - kobieta (jej rola to jakaś porażka - całkowicie nie potrzebna na ekranie, jedyne do czego się przysłużyła to moment w którym użyto jej głowy do włączenia długopisu)..."
Kolego, jesteś mistrzem! Czy możesz mi pomóc i w podobny sposób przeanalizować pod kątem obsady następujące filmy?
- Predator
- Shaft
- Zabójcza Broń
- Star Trek (którykolwiek)
- 7iedem
Byłbym bardzo wdzięczny.
Wyżej wymienione filmy nie są skażone bakterią poprawności politycznej, także tam nie ma co analizować. Niestety, od kilku ładnych lat, Hollywood idzie w złą stronę, co widać chociażby w zakusach na zrobienie Bonda Czarnym, Nick Fury w Avengers'ach jest również Czarny, a w pierwowzorze jest chyba Biały.. Nie chce mi się dalej przytaczać Hollywoodzkich absurdów związanych z polityczna poprawnością więc na tym skończę ale wymienione przez ciebie filmy są bardzo dalekie od tego bełkotu.