Ostatnio kupiłem po taniości BR. Cieszę się że tanio kupiłem, ale żałuję że w ogóle.

Marsjanin jest jak filmy Monty Pythona — składa się z ciągu niezrozumiałych scen. I o ile w Pythonach taki format broni się z gracją, tak tu jest kompletnie niezrozumiały.

Czytałem duuuużo wcześniej książkę Weir'a i gdyby nie to, z filmu nie zrozumiałbym nic? Np. nigdzie w filmie nie ma nawet słowa wyjaśnienia dlaczego habitat wybuchł.

W książce dużą wagę przyłożono do wyjaśnień tego co Watney robi i dlaczego coś mu nie wychodzi. Sam Watney wyjaśnia swoje działania w prowadzonym dzienniku. Na tym polega jej fenomen. Film leci scena po scenie tylko pobieżnie serwując jakiekolwiek wyjaśnienia. Skoro w adaptacji Scott'a sceny z głównym bohaterem są realizowane w taki sposób, że zwraca się do kamery prowadząc coś w rodzaju video bloga, to w tych „wpisach” też powinno zawrzeć się nieco więcej wyjaśnień? Wiem że hollywoodzcy twórcy bardzo uważają aby nie popełnić błędu polegającego na zwracaniu się aktorów do widza, (tzw. „mówienie do kamery”) oraz za błąd filmowy uważa się zbytnie wyjaśnianie wydarzań z fabuły. No ale facet w tym filmie dosłownie MÓWI DO KAMERY, a książka której jest adaptacją jest jednym wielkim wyjaśnianiem wydarzeń.

Wiem co pozostali czytelnicy będą próbowali napisać — film to nie książka i nie musi być z nią w 100% zgodny. Tak to prawda, zgadzam się. Ale tak się składa że akurat TA adaptacja książki takiej jak The Martian jest beznadziejna.