Czy Lucy i jej mąż Ted są debilami? Martha dzwoni zapłakana po 2 latach nie dawania znaku życia. Nie jest dopowiedziane do końca jak wyglądało życie Marthy zanim trafiła do tej sekty ale jak rozumiem są to rodzone siostry i przeżyły ze sobą te kilkanaście lat i powinny się dobrze znać. A tu Martha rozbiera się do naga przy mężu siostry, układa się u nich na łóżku w pozycji embrionalnej podczas gdy uprawiają seks, wreszcie dostaje jakiegoś ataku paniki i jest przerażona, że ktoś kogo zna jest na tej imprezie, cała roztrzęsiona. Ewidentnie widać, że przeżyła jakąś traumę podczas tych 2 lat nieobecności, molestowanie seksualne, gwałt, bicie, różne rzeczy przychodzą na myśl. A tymczasem jej siostra i mąż podchodzą do całej sprawy jakby tak naprawdę nic się nie działo - doooobra, nie bardzo nam się chce ale pojutrze zadzwonimy, umówimy się na wizytę za tydzień, a Martha idź sobie popływaj tylko pamiętaj nie zdejmuj stroju i się nie utop czasem dziewczyno, bo rozumiesz Tedowi niedługo kończy się urlop i byłoby nieciekawie jakby po tym wracał do pracy. Mają wielki dom i mogliby porozmawiać na osobności ale oczywiście muszą rozmawiać o niej tak głośno i kiedy ma otwarte drzwi żeby wszystko słyszała.
Jednym słowem bardzo naciągane to wszystko ale jak to nie raz bywa "bez tego nie byłoby filmu".
dokładnie to samo pomyślałam. A na pomysł, że powinien się nią zająć jakiś psycholog wpadli dopiero pod koniec filmu.
Nie bardzo rozumiem co w tym filmie takiego ambitnego. Kategoria dramat/thriller - ok, nie musi być rzezi od razu, ale od thrillera wymaga się chociaż minimum napięcia podczas seansu. A tu nic. Cała ta historia mogłaby być opowiedziana w 5 min. Powinna wyglądać tak, że dziewczyna ucieka z sekty, dzwoni, oni przyjeżdżają, zabierają do domu, po kilu dniach widząc dziwne zachowanie wysyłają na leczenie. Koniec historii. Dziwny film.
wrażenia mam podobne. cały czas spodziewałam się, że stanie się coś, co sprawi, że film nabierze sensu i tak naprawdę to oczekiwanie było najlepsze. tym bardziej zwiększyło się moje rozczarowanie, gdy film się nagle skończył. zastanawiałam się, czy tytuł i właśnie pewne niejasności nie mają sugerować schizofrenii - coś w stylu Marcy May dobrze czuła się w sekcie, ale Martha chciała się z niej wyzwolić, a w nowym otoczeniu narodziła się Marlene. A może sekty w ogóle nie było i ona cały czas żyła wyobraźnią. tak czy inaczej wątek siostry psuje każdą teorię, chyba że też była wymyślona (strzępki nieobecnej siostry z dzieciństwa). może Martha cały czas leżała w szpitalu? nic na to jednak wprost nie wskazuje. pozostaje więc niejasny i niespójny film o sekcie...
wiesz...wydaje mi się, że to nie jest jeden z tych trudnych, ale dobrych filmów, gdzie jest jakieś głębsze przesłanie, ukryte znaczenie, symbolika czegoś, czy zamysł reżysera, by dać "urwane" zakończenie, ażeby widz mógł dowolnie coś zinterpretować czy trochę pomyśleć dlaczego tak a nie inaczej się stało.
To jest jeden z tych filmów, które są tak kiepskie, że trudno nam w to uwierzyć i na marne poszukujemy w nich grama logiki, bo po opisie/zwiastunie oczekiwaliśmy porządnego kina.