jeden z tych filmów (w większości krótkometrażowych), których powstanie nie ma żadnego sensownego uzasadnienia. Bułgaria robi za Korsykę, Prosper Mérimée za dostawcę fabuł (durnowatych), jacyś górale łażą, noszą kozy... Straszne.
Ale farmazony. Wszędzie na wszystko narzekasz prawicowy oszołomie, Mérimée Ci się nie podoba, no tak.... Carmen, Lokis... banały. Ach, to pewnie dlatego, że był antyklerykałem i gonił kler, to tak Cię boli.