PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=33996}

Matrix Rewolucje

The Matrix Revolutions
7,1 219 282
oceny
7,1 10 1 219282
5,2 22
oceny krytyków
Matrix Rewolucje
powrót do forum filmu Matrix Rewolucje

,,Coś się kończy, ale nic nie zaczyna... Im bliżej finału trylogii, tym z elewacji dzieła braci Wachowskich odpada coraz więcej elementów formalnego rusztowania, ujawniając niewykończoną fasadę tropów kulturowych. To co miało stanowić wysokooktanową rozrywkę i zarazem wieloaspektową łamigłówkę nawiązań, okazuje się niczym innym jak niedoskonałą próbą rewitalizacji mitów fundatorskich ludzkości. Niedoskonałą, gdyż podjętą na polu ponowoczesnej ludyczności; owego folkloru powszechnej komputeryzacji i dominacji cyfr nad literami, który przy jawnie deklarowanej impotencji duchowej zarazem skłania się ku nieokreślonej wzniosłości, mającej zastąpić niegdysiejszą metafizykę. Bracia Wachowscy ścierają ciasny technokratyzm z kategoriami myślenia religijnego czy też gnostycznego. W ten sposób ateistyczna wykładnia świata pozbawionego hierarchii duchowych, za to pogrążonego w replikacjach, szuka dopełnienia i wyzwolenia zarazem na planie poza-cielesnym, pozamaterialnym, takim, który samo świadomość uzna za sztafaż mechaniczności narzuconej przez niedoskonałe postrzeganie ludzkich zmysłów. Wychodząc od takiej, dosyć wyeksploatowanej, wizji istnienia, trylogia Matrix nie zmierza jednak ku wzmocnieniu tego przekazu.

Pierwszy Matrix, parę lat temu był przyczynkiem do nowego kultu, którego kino nie zaznało od czasu Gwiezdnych wojen. Bracia Wachowscy przy pomocy całego arsenału nawiązań i zapożyczeń, zredefiniowali atrybuty kina akcji, pokazując, że sam żywioł ekranowej dynamiki, razem ze swą brutalnością i szybkością, może osiągnąć stopień iluminacji. Przed Matrixem kino akcji posługiwało się kluczem piętrowych sekwencji, gdzie szczątkowa fabuła służyła stopniowaniu kulminacji fizycznego dziania się, rozłożonych na coraz szybsze obrazy. Bracia Wachowscy tymczasem sięgnęli po strategię ambitniejszych gier komputerowych, gdzie kolejne rozstrzygnięcia wynikają z głębszego zrozumienia reguł rządzących wirtualnym światem. I Matrix taki wirtualny świat ze swoimi zasadami wykreował na ekranie, nic sobie nie robiąc z atrap realizmu, na których kino akcji się wspiera. W ten sposób gmatwanina pościgów, pojedynków i walk kung fu zyskała dość stabilną spójnię tematyczną. Jej zręby wychodziły wprost od starego jak świat (sic!) solipsyzmu, a nie omijały żadnego z ważkich zjawisk kulturowych: od mitologii i religii do science fiction z cyberpunkiem włącznie.

Chociaż decyzja o nakręceniu kolejnych części Matrixa została podyktowana względami merkantylnymi, braciom Wachowskim nie można odmówić żelaznej konsekwencji w prezentowaniu własnych pomysłów. Matrix: Reaktywacja jeszcze mocniej podważa ontologię przedstawianej rzeczywistości, chwilami zbliżając się do granicy jakiejkolwiek weryfikowalności. Sekwencje akcji, tym razem już nie zaskakują przekraczaniem barier realizmu, lecz prawie w całości stanowią cudzysłów świata, w którym się rozgrywają. Zamiast zakłócenia jego pozornie stabilnej struktury, jest kompletna fasadowość i umowność przestrzeni. Na płaszczyźnie opowiadanej historii wiąże się to z przemianą głównego bohatera trylogii – Neo, który, będąc jednostką świadomą swej przewagi nad iluzorycznym światem Matrycy, nie musi przejmować się czymś tak przyziemnym jak... prawo grawitacji. Daje to nieograniczone możliwości, co bracia Wachowscy, z pomocą producenta Joela Silvera, specjalisty od mocnych zderzeń (samochodowych), potrafią wykorzystać.

Pod względem wizualnym Reaktywacja atakuje więc zmysły feerią dopracowanych scenerii, w tle których toczą się zadziwiające, miejscami trudne do wyobrażenia, rywalizacje; pojedynek Neo ze zwielokrotnionym agentem Smithem to iście groteskowa i schizofreniczna wersja widowisk kung fu, z kolei kilkunastominutowy pościg autostradą szybkiego ruchu, rozmachem i pietyzmem zaaranżowanych kolizji, pozwala zapomnieć o większości widzianych dotychczas sekwencji tego typu. Mimo z rozmysłem komponowanej dramaturgii scen, nie sposób dostrzec wyraźnego spadku ich napięcia. Zupełna dowolność pokazywanych zdarzeń pozwala pokazywać fruwające w powietrzu postaci, ale usypia troskę widza o rozwój fabuły. Odbiór znaczących fragmentów Reaktywacji jest istotnie odbiorem hipnotycznych obrazów, którymi można się rozkoszować bez potrzeby śledzenia przebiegu wydarzeń.

Siłą pierwszego Matrixa była jednak nie tylko wizualna sugestywność, lecz i jej kontekstuologiczna podbudowa. W przypadku Reaktywacji ciężko o podobną sumę odniesień. Wachowscy niewątpliwie utrudnili sobie zadanie, starając się przebudować wcześniej wzniesioną konstrukcję. Rozmowa Neo z kreatorem Matrixa jest w Reaktywacji sceną bodaj najważniejszą, ale jej przesłanie niczego nie zmienia. To znowu efekt matrioszki, w myśl którego miraż skrywa nie prawdę, tylko kolejny miraż. Neo jest zabawką już nie w rękach przeznaczenia, lecz precyzyjnie zaprogramowanego systemu, gdzie nawet wolny wybór zostaje wpisany w logikę oprogramowania. Konfrontacja determinizmu z heroizmem daje filmowi jakby szerszą perspektywę, choć więcej tu gryzącej ironii oraz poczucia absurdu niż sygnalizacji tragizmu jednostki, postawionej wobec krachu wielkiej idei mesjanizmu.

Matrix: Rewolucje jako zamknięcie tryptyku robią psikusa tym, którzy u Wachowskich doszukiwali się nowej definicji epoki postmodernistycznego szumu. Dopiero teraz widać, iż Matrix to prędzej dzieło o modernistycznej proweniencji, z rozległą sferą balastów ideowych, pozbawione lekkości i poczucia humoru, typowych dla kultury wyczerpania. Wachowscy zrobili z ''Rewolucji'' kino mrocznego patosu, ożywiane siłą wierzeń, którym zblazowana publiczność zrelatywizowanej papki medialnej nie chce już zawierzyć, widząc w tym nie pierwszy, nie ostatni podstęp ze strony opresywnych narracji. Za takowe uważa się bowiem zarówno wystawne opowieści antyczne o herosach igrających dla dobra ludzkości ze sferą kapryśnych bóstw, jak i chrystianistyczny mesjanizm. Nie pomoże to, iż Wachowscy poczynają sobie z obiema sferami nader swobodnie: Olimp staje się porażającym światem maszyn, a sam NeoChryst, jest tyleż wpisany w rolę zbawiciela, co po prostu...zaprogramowany. Ludzkość nie wierzy już takim objawieniom.

O ile pierwszy Matrix miał cechy cyberpunkowego kina akcji o przesłaniu podważającym ontologiczne umocowanie świata przedstawionego, drugi stanowił jego przeładowaną wersję, to trzecia część wyraźnie zbliża się do alegorycznego eposu z wątkami biblijno-mitologicznymi, nakazując zweryfikować przewrotność pierwowzoru. Bracia Wachowscy najpierw stworzyli zamknięty kalejdoskop pop kulturowych motywów, a kiedy przyszło im kontynuować zabawę, nagle postanowili wykorzystać wszelkie dostępne zabawki do powiedzenia czegoś na serio. Wielbiciele oryginału, oczekujący większego zagmatwania skakanki kontekstowej, otrzymali na deser morał, o górującej nad determinizmem sile wyboru oraz boskim porządku zdarzeń. Morał z happy endem.

Myślowe spekulacje odnoszące się do przedstawionych w trylogii treści nie zmieniają faktu, iż wszystkie filmy serii są przede wszystkim widowiskami o wizualnej ekspresji. "Rewolucje" być może najmocniej akcentują walor inscenizacyjnego rozmachu. Znajome scenerie współczesnych metropolii zanikają na rzecz pogrążonej w półmroku rzeczywistości przeludnionej nory. Ale właśnie w tej nieciekawej wizualnie architekturze Zionu rozgrywa się jedna z bardziej emocjonujących i niezwykłych sekwencji w historii kina. Szturm maszyn na Zion, choć z początku przypomina analogiczne sceny z Obcych Camerona, pod względem gigantyzmu prędzej nasuwa skojarzenia z oblężeniem Babilonii, na które nie żałował środków David Work Griffin przy okazji kręcenia Nietolerancji. Wachowscy również byli hojni dla widzów. Obrona Zionu wydaje się sceną wręcz kataryczną, gdzie heroiczna batalistyka wojenna idealnie współgra z rytmem gier komputerowych typu Doom, a na dodatek przybiera niewyobrażalne formy kolorystyczno- mimiczne (owadzie stada maszyn zasługują na Oskara). Nie mniejszy wysiłek został włożony w sekwencje końcowe filmu, kiedy Neo odbywa podróż do miasta maszyn i stacza ostateczny pojedynek z agentem Smithem. W stworzenie tej kulminacji zaangażowano potężne środki: rozległe miasto maszyn, Oko Boga czyli robotyczne Deus Ex Machina, w końcu tytaniczna, manichejska i komiksowa zarazem walka w pogrążonym w strugach deszczu Matrixie, wszystko zrobione z przepychem, jakby nie istniały żadne bariery w przenoszeniu na ekran kapryśnych wizji.

O spektakularnych klęskach mówi się często z równie spektakularną przesadą. Tak też jest z oceną "Reaktywacji" i "Rewolucji", które natychmiast po premierze zostały wyśmiane i rozpoznane jako głupota nakręcona z myślą o głupich. Zarzut mielizny myślowej, który zresztą był kierowany w stosunku do każdej z części Matrixa, jest o tyle przesadzony, iż Wachowscy odwołują się nie do intelektualnych koncepcji, lecz podbudowanych religijnością lęków. Właściwiej byłoby traktować trylogię jako emanację ciemnogrodu, opowiadającego gnostyczne kretynizmy. Chodzi bowiem o to, na ile uniwersalia odpowiedzialne za kształ dzieła braci Wachowskich są uniwersaliami współczesnej kultury masowej. "Rewolucje" nie są rewelacją, ale nie są też niwelacją. Cokolwiek by mówić, kontrowersyjne wyznanie wiary...''.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones