"May" okazał się być jednym z najciekawszych filmów, które ostatnio oglądałem - trudna do zaszufladkowania opowieść na pograniczu czarnej komedii, dramatu i klasycznego horroru o całkowicie zagubionej w naszym świecie osobie (rewelacyjna Angela Bettis). Panu McKee udało się osiągnąć niesamowity efekt - stworzył niepowtarzalnego ekranowego 'potwóra', który nie jest bezdusznym zamaskowanym maniakalnym mordercą czy zmutowanym orangutanem zbiegłym z rządowego laboratorium. Oglądając poczynania naszego 'potwora' nie sposób go nie 'polubić', choć z pewnością nie zdecydowalibyśmy się na bliższą znajomość... Zwieńczeniem całości jest zakończenie, które jest idealnym podsumowaniem filmu i jedną z najdziwniejszych, a jednocześnie najlepszych filmowych scen.