Po seansie miałam do filmu wiele zastrzeżeń co dla mnie jest znakiem, że mnie za bardzo nie poruszył skoro mogłam go na zimno analizować zaraz po wyjściu z kina.
Jest to film dość dobry, dość sprawnie zrobiony, momentami straszliwie kiczowaty.
Nie przekonała mnie postać Kirsten Dunst. Gainsbourg też nie za bardzo.
Za to postacie drugoplanowe bardzo mięsiste, wyraźne - Rampling świetna w roli zgorzkniałej matki, John Hurt, Stellan Skarsgard, nieoczekiwanie Kiefer Sutherland w bardzo udanej kreacji bogatego męża. Dzięki tym rolom, ciekawie zarysowanym postaciom, interesująco pokazanym relacjom rodzinnym - pierwsza część filmu bardzo zyskuje. Z drugą - skupioną na siostrach - niestety jest już gorzej...
Poza tym odnoszę wrażenie jakby von Trier chciała oddać swoim filmem hołd Kubrickowi. Już sam początek musi się kojarzyć z pierwszymi kadrami "2001 Odysei kosmicznej".
Mało czułam w tym filmie von Triera. W ogóle mało czułam oglądając film.
Po "Antychryście" , który miał takie bicie, tak wielką tajemniczą moc - "Melancholia" wydaje się niewyraźna, zamazana, mdła.
To tyle w pierwszy m wrażeniu.