6,9 83 tys. ocen
6,9 10 1 82751
7,6 51 krytyków
Melancholia
powrót do forum filmu Melancholia

Dwie części?!

ocenił(a) film na 10

Mam pytanie dotyczące układu filmu. Mianowicie- nie zrozumiałam istoty podziału filmu na dwie siostry. Problem się nie zmienił, punkt widzenia też nie. To o co autorowi kurka chodziło?

ocenił(a) film na 7
18Melua

(spoiler)O to jak jedna osoba zachowuje się wobec jednego zdarzenia a jak robi to druga. Różnica przeżyć i odczuwania oraz typu zachowań. Popatrz na zachowanie Justin kiedy wszystko - niby dobrze grało - popadła w melancholie. Nie miała na nic siły, wszystko było beznadziejne pozbawione grama sensu. Dlatego, rzuciła prace, zdradziła męża etc. Jednak jak koniec miał nadejść to ona odzyskała siły nawet opalała się w blasku Melancholii ona dawała jej radość. Popatrz na zachowanie Clair i Justin jak ma nadejść koniec świata. Justin jest świadoma, łagodna, żyje zupełnie inaczej to otępienie od niej odeszło, natomiast clair popadła w jakąś histrię nie wiedząc co może ze sobą zrobić.
Odnoszę też wrażenie, że Justin wiedziała już wtedy w trakcie pierwszej cześci, że to będzie koniec, dlatego popadła w melancholię i dzięki temu poprzez ten długi czas mogła się pozbierać miała czas, natomiast Clair żyła nadzieją - stąd ta histeria. Ona ufała do śmierci swego męża.
Ja jakoś nie rozumiem tej symobliki most i niemożności przejechania przez niego. Odcięcie ? Ale co to ma wspolnego z filmem ?

ocenił(a) film na 10
ciech007

Wielkie dzięki. (Niemiłosierny spoil) - A z tym mostem to uważam że to chodzi o pewność tego że to co ma się stać z Ziemią jest nieuchronne. Kiedy np. zapewniała Clair że nie ma co liczyć na ucieczkę, że wszelkie życie istnieje jedynie na Ziemi i Melancholia i tak uderzy w nią i zniszczy wszysko bez względu na działania ludzi. Justine była bezsilna wobec swojego konia, mogłaby go zabić, ale nic by to nie zmieniło bo on nie mógł przejść przez most. Jakaś siła wyższa, samodzielna, niezależna kierowała nim, tak jak Melancholią.
Takie są moje przypuszczenia.

ocenił(a) film na 9
18Melua

W dodatku zwróćcie uwagę, że Claire na początku (podczas wyprowadzania koni z Justine) mogła przekroczyć most, a Justine nie. Wydaje mi się, że to dlatego, że Claire tak ślepo wierzyła swojemu mężowi, że koniec świata nie nadejdzie, że Melancholia "nie brała jej pod uwagę". Dopiero potem, gdy uciekała, już świadoma niebezpieczeństwa, nie mogła uciec.
Fantastycznie zrobiony film, odszyfrowuje się go jak poezję i wszystko można interpretować uniwersalnie, w sposób przenośny. Podział na dwie siostry = dwa podejścia do tragedii wywołuje wiele refleksji. Przykładowo Justine jako typowa melancholiczka (niegdyś tak określano depresję) godzi się z końcem świata i nie dość że tak jest właśnie w rzeczywistości - udowodniono, że osoby depresyjnie usposobione mają łatwość godzenia się z wielkimi tragediami - to jeszcze w filmie zostało to wzmocnione poprzez kluczową nazwę planety-śmierci i scenę, gdy Justine wychodzi w nocy, by nago chłonąć jej blask. Tak jakby ona i "melancholia" miały ze sobą coś wspólnego. Tak właśnie interpretuję ten film - Melancholia-planeta to alegoria melancholii-depresji, tragedii życiowej, którą każdy odczuwa inaczej.

ocenił(a) film na 7
oksytocyna

Chwila... ale melancholia to stan, który doprowadza do czegoś. Tu nie chodzi o zmierzenie się z jakąś tragedią tylko z ostatecznością. Tu nie ma jakieś tragedii. Pojedynczej. Tu jest zagłada. Tu nie martwisz się o siebie, tu martwisz się o wszystkich, o najbliższych. "Gdzie on się wychowa ?" Zapytuje Clair myślac o synku, bo tylko jego chce ratować.
Justin nie była melancholiczką. Ona się nią stała jak tylko wiedziała, że nadejdzie koniec. Popadła w stan beznadziejności aby poźniej się całkowicie z tego wyleczyć i chłonąć życie do końca.
Co do Tragedii... nie powiedziałbym, że każdy odczuwa inaczej tragedię. To jakiś absurd. Znaczy mówimy o istotach ludzkich, myślących i nie patrzymy na oryginały. Każdy się załamuje po tragedii... każdemu coś ubywa. Tragedia ta czy inne w naszym odczuciu działa na nas podobnie lecz to jak się po niej zachowujemy jest inne. Odczuwnie jest takie samo. Popytaj ludzi co czujesz po tragedii ból smutek zwątpienie... Ktoś ci powie, że w pierwszych chwilach odczuwał radość ?
Ludzie są róźni ale podstawowe cechy muszą być zachowane... to tak jak z fiziologią.

ocenił(a) film na 10
ciech007

Dokładnie, Clair nie dopuszczała do świadomości że to będzie koniec wszystkiego. Nie będzie żadnego życia, istnienia, płaczu, radości. Justine sięz tym "oswoiła" i póżniej nawet leżała w świetle Melancholii, jako czegoś od czego wszyscy byli uzależnieni.
Jejku, jak jest dobry film to i dyskusje nie są hamskie i prostackie tylko na poziomie. Aż miło się to czyta.

ocenił(a) film na 7
18Melua

Mała poprawka. Dyskusja nie zależy od tematu tylko od ludzi.

ocenił(a) film na 10
ciech007

Reasumując - Filmweb może być z nas dumny. Podwyższamy średnie IQ Filmweb' owiczów.

ocenił(a) film na 9
ciech007

Chciałabym tylko zauważyć, że mowa nie była o radości w obliczu wielkiej tragedii, że tak pozwolę sobie uprościć, tylko o łatwości pogodzenia się z nią. To dwie różne rzeczy. Melancholia dotyczy ludzkiej psychiki, tak samo jest z odczuwaniem emocji, więc trudno jest wykluczyć wpływ jednego na drugie.
Co do Justine, wydaje mi się, że była melancholiczką "od początku", tylko przez dłuższy czas była to w stanie opanowywać, nie pokazywać po sobie zbyt wiele, po prostu ukryć.

ocenił(a) film na 10
ciech007

Kazdy inaczej odczuwa tragedie. Melancholik jest nastawiony na najgorszy i gdy własnie to najgorsze nadchodzi, nie odczuwa szoku, bo cały czas o czuł i oczekiwał. Inni ludzie są przerażeni, nie dopuszczali do siebie myśli o tym najgorszym wiec gdy wiadomo, że tak to się wszystko kończy nie są na to przygotowani.

ocenił(a) film na 7
elloko90

To czy była czy nie była tego nie wiem więc ta kwestia pozostaje dywagacją. Moim zdaniem człowiek odczuwa tragedię zawsze tak samo lecz inaczej się wobec niej zachowuje. Jeden odczuwa ból i drugi jednak jeden idzie się upić a drugi bierze w garść i coś stara się czegoś nauczyć bądź zapomnieć.

ocenił(a) film na 9
ciech007

tak, ale to już jest Twoja interpretacja, jeżeli mówisz, że chodzi o zagładę świata. Według mnie tu chodzi o indywidualną zagładę, o starcie z jednostką. To co robiła Justine wobec syna Claire np. było tylko świadectwem jej pogodzenia z losem, z depresją, w przeciwieństwie do Claire. To nie zawsze jest stan, który doprowadza do "czegoś". Czasami właśnie doprowadza do zagłady, dlatego tak podobał mi się ten film i nie chcę polemizować z Waszymi interpretacjami na siłę, bo właśnie to jest w tym filmie najpiękniejsze i dobrze, że tak to rozumiesz. Lubię filmy, które są niejednoznaczne i właśnie dlatego kocham takie filmy, bo są substytutem literatury. Świetnie czyta się też Wasze domniemania. Pozdrawiam!!

ocenił(a) film na 7
oksytocyna

Ja doskonale tą Twoją interpretacje rozumiem i nawet bym się z nią zgodził ale tylko i wyłącznie jeżeli jest to coś niesamowicie ciężkiego co nie dotyka wyłącznie nas ale też i naszych bliskich. Wtedy można powiedzieć, że jest to dla mnie koniec świata chce sobie palnąć, bo nie widze sensu ani wyjścia.
Co do interpretacji... hmm ja byłbym tutaj ostrożny. Nie chce poskramiać waszyej wyobraźni jednak ja sam musiałbym obejrzeć film jeszcze raz (szczególnie tą wstawke na początku) by wszystko mi się jakoś klarownie po układało. Gdyż mam wrażenie, że recepta na ten film jest jedna. pzdr

ocenił(a) film na 10
ciech007

Recepta jest prosta: Melancholia. To jest film jedynie o melancholikach i melancholii. Koniec świata to jedynie wydarzenie dzięki któremu autor dokładnie przedstawia osobowość, zachowanie, poglądy melancholików. A gdy doda się, że ten koniec świata jest ostateczny i tak naprawde już nic nie będzie mieć znaczenia to okazuje, że najjaskrawiej się odrysowuje różnica między ludźmi "zwykłymi" a melancholikami. Ci drudzy w normalnym życiu, mogą probować, starać się i dążyć do szcześcia ale tak naprawde za bardzo boją się je stracić by zaznać go na dłużej (vide wesele, i przypadkowy seks. Według mnie tylko po to aby uciec o szansy na szczęście. Taka pokraczna logika niektórych ludzi którzy pragną tak bardzo być szcześliwi, że gdy widzą szanse na to, nie są wstanie uwierzyć, że faktycznie jest to możliwe i robią wszystko by udowodnić, że mieli racje - że szczescie nie istnieje). I dopiero w chwili gdy wszyscy boją się stracić swoje życie, swoich bliskich i szczeście, oni są gotowi, od zawsze byli gotowi na najgorsze, zawsze wierzyli, że ludzie zasługują na zagładę. Role się odwracają normalni ludzie tracą głowę i spokój, melancholicy odnajdują spokój i chyba szczęście.
Tak to wygląda to według mnie, moich poglądów i mojego zycia. Aczkolwiek oczywiscie mogę się mylić.

ocenił(a) film na 7
elloko90

Dobre interpretacja :) I LIKE IT :)

ocenił(a) film na 9
elloko90

świetne podsumowanie!

ocenił(a) film na 10
oksytocyna

Czy nie uważacie, że ten film w pewnym sensie jest też krytyką sposobu, w jaki ludzie żyją? Claire w obliczu nieuniknionej katastrofy chce wyjść na balkon, pić wino itp., a Justine wyśmiewa ten pomysł. Nie sądzicie że reżyser chce w ten sposób pokazać, że ludzie starają się osiągać jakąś iluzję szczęścia, pracują, zajmują się przyziemnymi sprawami, podczas, gdy życie przecieka im między palcami? Że dopiero w obliczu końca (świata, życia- co kto woli) starają się nadrobić to, czego nie potrafili, nie mogli, lub bali się osiągnąć. Wydaje mi się, że Justine jest kreowana na swojego rodzaju wzór: robienie rzeczy niecodziennych, wyjątkowych, niesamowitych jest bezsensowne w obliczu zagłady, bo nie przyniesie skutku, nie zostanie zapamiętane, ani docenione. Jedyne, co w takiej sytuacji wydaje się słuszne, to zaakceptowanie swojego losu.

ocenił(a) film na 10
Charlie.fenderson

Według mnie masz dużo racji, lecz ja to czuje, że bardziej chodzi czy te wszystkie rytuały (sluby, pogrzeby etc.) mają jakikolwiek sens. Czy nie są po prostu zupełnie puste i głupkowate. Przymus dobrej zabawy na weselach i przymus smutku na pogrzebach. W życiu powinno chodzić o coś więcej niż troche śmiechu, alkoholu i tańców.

ocenił(a) film na 9
Charlie.fenderson

nie wydaje mi się. te niespodziewane wymyki, które robiła Justine, miały raczej po prostu dookreślić jej postać, umieszczając ją w "normalnych" życiowych sytuacjach. Takie rytuały to nieodłączny element funkcjonowania człowieka w społeczeństwie i nie dałoby się żyć bez nich, bo większość ludzi po prostu nie stać na niekonwencjonalne zachowania. chociaż swoją drogą...przypomina się tu Gombrowiczowska "gęba"! :)

ocenił(a) film na 10
oksytocyna

Okej, ale zauważ jak puste było te całe wesele, te wszystkie przemowy, puszczanie lampionów, liczenie fasolek. To było zupełnie oderwane od rzeczywistości od tego co powinno symbolizować. Sztuka dla sztuki. Masz racje, że jest nieodłączne ale czy ma jakiś głębszy sens? Czy może raczej jest próbą zagłuszenia czegoś? Justine na początku naigrywała się z tego całego zamieszania ale z każdą chwilą melancholia brała góre stąd te eskapady na pole golfowe, rozmowa z szefem itd.

ocenił(a) film na 9
elloko90

Myślę że to zwyczajnie nie ma mieć żadnego głębszego sensu, i większość weselnych obyczajów w ogóle jest tak pusta... Dlatego właśnie okoliczność ślubu i wesela pasuje na moment przełomowy w życiu Justine, bo jest wielopłaszczyznowa i sama w sobie stanowi duże przeżycie dla każdego człowieka. Wtłoczenie Justine w liczne schematy związane z oczekiwaniami wobec niej (ślub-masz być szczęśliwa, praca-masz o niej myśleć cały czas, noc poślubna-macie uprawiać seks itd) spowodowało ten jej bunt. Już na samym początku, gdy coś szło nie tak - limuzyna utknęła i mieli wielkie opóźnienie, Justine to bawiło, bo nie chciała tam dotrzeć. Jej dalsze zachowanie wynikało z presji, która spowodowała wybuch melancholii-depresji.

ocenił(a) film na 10
oksytocyna

Ja nie twierdze, że powinno mieć ale po prostu melancholicy tak mają - nie do końca potrafią się wczuć w konwencje takich chwil, wydają się dla nich 'plastykowe' - stąd początkowe naigrywanie sie Justine ze swojej siostry i reszty gości. Ale w gruncie rzeczy masz zdecydowanie racje. Tylko właśnie do Twoich przemyśleń dodałbym te które na początku tej wypowiedzi zawarłem.

ocenił(a) film na 9
elloko90

Faktycznie. W porządku:)

ocenił(a) film na 9
elloko90

Jeśli czegoś nie można zmienić to należy to zaakceptować - wtedy pojawia się wewnetrzny spokój. Nie jestem przekonany że stan melancholii jest rozwiązaniem. Mnie kojarzy się z biernością czyli negatywnie.