Dla mnie von Trier skończył się na Manderlay. Wszystko, co stworzył później świadczy tylko o spadku jego artystycznej formy. Brakuje mu pomysłu na konstruktywną prezentację swoich schorowanych emocji, dlatego wyrzuca je z siebie na oślep, tworząc przerysowane obrazy do dowolnej (nad)interpretacji.
To ciekawe, bo ja właśnie "Manderlay" uważam za kompletny uwiąd twórczy von Triera. Zaletą jest właśnie możliwość dowolnej interpretacji. No chyba, że wolisz łopatologię w filmach.