6,9 83 tys. ocen
6,9 10 1 82751
7,6 51 krytyków
Melancholia
powrót do forum filmu Melancholia

Melancholia

ocenił(a) film na 8

Mając jeszcze gdzieś w zakamarkach pamięci brutalnego, brudnego Antychrysta (który to film zresztą nie przypadł mi do gustu, aczkolwiek nie miałem jakiejś ochoty z niego wychodzić), postanowiłem obejrzeć następne dzieło tego dość kontrowersyjnego jak mawiają, reżysera. O tyleż gdy na Antychrysta poszedłem w ciemno, łaknąc czegoś nowego i innego, na Melancholię poszedłem oświecony kilkoma opisami, ocenami i interpretacją tych, którym dane było już zaspokoić lub oszukać głód tą potrawą. W trakcie filmu mogłem więc na bieżąco próbować analizować i zrozumieć poszczególne sceny i wątki tak jak je zrozumieli "prześwietni recenzenci", jednocześnie odbierając film po swojemu. Czego byłem pewny jeszcze przed seansem to tego, ze przemyślenia na temat tego filmu będą mnie dopadać przez kilka następnych dni co ma właśnie miejsce. A byłem pewny po tym jak skrajnie różnie oceniana wśród pospolitej i nie -gawiedzi kinowej- Melancholia jest.

Tak pokrótce chciałbym przybliżyć pierwszą cześć filmu. Pierwsze sceny wprowadziły mnie w błogi stan otępienia. Można obserwować każdy detal mimiki bohaterów, jak i detale otoczenia. Po czym następuje właściwy part one, czyli weselisko bogatej panny Justine z bogatym młodzianem. Ckliwe i strasznie przesłodzone czułości podczas podróży do majątku gdzie ma odbyć się przyjęcie weselne, z czasem już na miejscu, zaczynają przeistaczać się w lodową górę wzajemnego niezrozumienia. Na początku, z każdą minutą kiedy poznawałem Justine, miałem o niej coraz gorsze mniemanie. Kretynka, idiotka. Myślałem: gdzie facet ma oczy, ma zamiar męczyć się z taką kobietą? Jej irracjonalne zachowanie wynikało jednak z choroby depresyjnej o czym wiedziałem z opisu. Później jednak dopadła mnie pewna myśl dotycząca owej bohaterki, o której napiszę za chwilę. Cała reszta weselnych imprezowiczów to równie zblazowane, nudne jak flaki z olejem burżuazyjne grono ludzi którym nie w głowie łamanie jakichkolwiek zasad etykiety. Wyjątkiem jest nieco rubaszny ojciec Justine. Robiąc sobie przysłowiowe jaja z kelnera autor pokazał, że i w takim gronie zdarzają się ludzie z poczuciem luzu i dystansem do samych siebie. I to właśnie w nim Justine widziała swoją ostoję. Jej matka to niestety kobieta po przejściach, mająca o sobie zbyt wysokie mniemanie. Widz jest do niej zniechęcony, bo któż ma ochotę mieć do czynienia z jędzą? Okazało się że bohaterka części pierwszej nie jest w stanie egzystować w takim normalnym jak na te standardy, środowisku. Skąd się jej depresja wzięła, tego naprawdę nie wiem, ale być może między innymi stąd. Justine: piękna buntowniczka, zamknięta w sobie, przewrażliwiona..

A jak bardzo piękna i wrażliwa dowiemy się w drugiej części. Postępująca depresja nie pozwala jej już normalnie funkcjonować. Ale ta odsłona skupia się na przeżyciach Claire spowodowanych przelotem planety-wędrowca "Melancholii" blisko Ziemi. Jej obawy co do tego czy to się dobrze skończy ciągle w niej rosną, gdy tymczasem mąż pewny że naukowcy się nie mylą w obliczeniach cieszy się na zbliżające się niecodzienne zjawisko astronomiczne. Piękne zdjęcia nieboskłonu, gdzie króluje już nie tylko słońce i księżyc robią wrażenie. Wschód Melancholii, olbrzymiej, przepięknej, napawa niesamowitym uczuciem. Gdy okazuje się, że to co tak piękne i niecodzienne na pewno nas zabije, Justine poczuła się jak ryba w wodzie. Scena gdy naga opala się nocą w świetle Melancholii, wręcz gdy dochodzi do swego rodzaju aktu seksualnego miedzy Justine a Melancholią mówi mi jedno: Justine jest szczęśliwa i spełniona. W istocie można się tu dopatrzyć znaku równości między stanem osób w depresji, dla których osobisty świat nie ma już racji bytu, a końcem ludzkości. W takich warunkach Justine poczuła się normalnie. Rozkwitła w przeciwieństwie do Claire i jej męża. Jej psychika znalazła się w stanie zsynchronizowania z rzeczywistością.

Film piękny, nieco dziwaczny. Z pewnością pójdę jeszcze raz by odkryć w nim więcej.

ocenił(a) film na 7
travelloob

To ciekawe, że przytoczyłeś "scenę miłosną Justine z planetą". Może to znaczyć to co opisujesz, akt seksualny i wynikające z niego spełnienie. Zastanawia mnie jakiej płci jest Melancholia :) Wydaje się, że planeta jest symbolem żeńskim. Być może Justine kryła swoją odmienną orientację i dlatego nie była szczęśliwa z facetami.

travelloob

bardzo sympatyczna wypowiedź ^^

travelloob

"Można obserwować każdy detal mimiki bohaterów"
Właśnie, zaskoczyło mnie to, jak wszyscy aktorzy świetnie się spisali! Najbardziej urzekł mnie John Hurt jako ojciec Justine i Claire. Mała rola, ale cudowna :D