Najlepszy film o końcu świata, jaki widziałem - w pierwszej części tego społecznego, w drugiej naturalnego. Ciekawa zamiana ról sióstr.
Film ciężki, wręcz toksyczny, ale bardzo dobry.
Zgadzam się, złamanie konwencji typowego filmu katastroficznego (np. 2012) i pokazanie ludzkiej psychiki negującej koniec wszystkiego. Film rzeczywiście ciężki (niektórym może się wydać nudny), ale aktorstwo Dunst na najwyższym poziomie.
Co mi w nim przeszkadzało? Według mnie zbyt abstrakcyjna była sekwencja obrazów na samym początku, a na pewno zbyt długa. No i muzyka, a raczej jeden utwór puszczany w odpowiednich momentach. Ścieżka dźwiękowa jest bardzo ważnym elementem produkcji, dlatego mogła być lepiej dopracowana.
Fakt, Wagner strasznie schrzanił muzyke ;) Spokojnie, dopiero się uczy pisać muzyke filmową ;)
Wiem, że to Wagner, jednak wciąż powtarzany też może się znudzić. Rozumiem, że piękny, że klasyczny, że patetyczny, ale ja bym jednak dodała choćby jeszcze inny motyw- moja opinia. I dziękuję za cud ironię komentarza powyżej :)
Uff, to całe szczescie. Kwestia gustu, bo jak dla mnie ten jeden motyw znakomicie komponuje i ładnie łączy w całość. Zreszta Wagner to mistrz ;)
Trier Wagnera użył zdecydowanie z rozmysłem i niczego tutaj poprawiać nie można. Nie dlatego, że nie może być lepiej, ale dlatego, że nie mogłoby to bardziej pasować do konwencji. Trier Wagnerem podkreśla patetyczny wyraz scen i bardzo wyraźnie (i świadomie) w tym przesadza. Podobać się nie musi, ale tak właśnie miało być.
(Mówię na podstawie kompozycji filmu i przekazów prasowych, parę razy ten wątek podnoszono)
"Motyw" o którym mowa to słynny akord tristanowski... Konstrukcja muzyczna konsekwentna i w pełni świadoma, trzeba wyczuć konwencje całości aby to dostrzec.
No właśnie :) Chyba byśmy się dogadali Paulina. Depresja jest końcem świata, niemożliwą do uniknięcia kolizją z bólem istnienia
Już bardziej o końcu świata a nie depresji i bólu istnienia czy jakoś tak .Końcu świata dziejącym się w człowieku .Ten film przedstawia bezcelowość życia , pustkę brak sensu , boga , celu ... Ten film to obraz nihilizmu .
No ale depresja jest właśnie końcem wewnętrznego świata. A planeta Melancholia jest tutaj czysto symboliczna. Nihilizm to bezsensowny bunt przeciwko wszystkiemu. A bohaterowie filmu zdają sobie sprawę, że sprzeciw nie ma już sensu. Ostatnią scenę można zresztą porównać do wewnętrznej wędrówki. Powrotu do embrionu, momentu, gdzie człowiek w naturalny sposób przez chwilę czuję się bezpiecznie. To jeden z trzech najlepszych filmów Duńczyka. Obok Melancholii, u mnie faworytami są jeszcze : Medea i Element Zbrodni
"Nihilizm to bezsensowny bunt przeciwko wszystkiemu" bunt ? Nihilizm to postawa bierna nie żaden bunt . nihilizm to brak działań a bunt jakimś działaniem jest .
Ok. Masz racje, nihilizm często się objawia negowaniem wartości życia, czy celu istnienia samego w sobie. A to z kolei prowadzi do myślenia katastroficznego. Ale czy rzeczywiście bohaterki pod wpływem utraty sensu życia stają się nihilistami w filozoficznym znaczeniu ? Nie jestem przekonany, czy Trier akurat to miał na myśli. Ale zgadzam się, że odbiór Melancholii jako przejawu dekadenckich postaw jest również ciekawy.
Nie , nie o to chodzi nie stają się nihilistkami . Obie siostry przedstawiają dwie różne postawy . Do ostatnich chwil Claire próbuje się ratować choć oczywiste jest ,że gdy planeta Melancholia uderzy w Ziemię a co jest nieuniknione będzie to koniec definitywny . Wie o tym , lecz mimo to zabiera syna i próbuję uciekać choć z góry jest to przegrane. Justine natomiast reprezentuje postawę nihilistyczną -biernie czeka na koniec , nie próbuje uciekać , nie ma nadziei .
Od początku wszystko jest stracone . Celowo niszczy wszystko co mogło by dać szczęście bo przecież wg nihilisty wszystko jest bezcelowe . Nie wiem jak Trier by chciał by interpretowano jego film , ale wiem że każdy jego obraz zawiera część jego samego . Sam powiedział ,że jak i Claire tak i Justine zawierają obie jego cechy .Dał nam więc część swojego neurotyzmu w obrazie końca świata. A interpretacji jest tyle ilu oglądających ,którzy doszukują się czegoś .
Trochę jest. Podobną metaforą np. kwiatu melancholii (który w końcowym momencie rozkwita nagle powalajacym szkarłatem) tego efektu von Trier by nie osiągnął.
Tak. Ten film nie jest o końcu świata. Teraz to widzę. Nic to, że kończy się uderzeniem komety w Ziemię i wszystko ginie. To przecież film wpływie ciał astralnych na zachowania koni. Oraz o wyższości brunetek nad blondynkami. Albo odwrotnie - wszystko jedno.
To jest film o końcu świata. Inna sprawa to fakt, czym jest koniec świata. Bo oczywiście nie trzeba rozumieć go dosłownie.
to tak jakbyś napisał, że Nieodwracalne to film o gwałcie, albo że Bękarty wojny to film o skalpowaniu nazistów.
no z przymruzeniem oka , chetnie dowiem sie jak wyglada to z twojej perspektywy
wg mnie z jednej strony o tym jak bardzo nieprzewidywalne może być życie, o tym jak bardzo przewrotny jest los - chwilę po tym jak wydaje nam się, że jesteśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie może wydarzyć się coś tak okropnego, czego nie jesteśmy w stanie sobie wyobrazić. z drugiej strony o niesamowitej przyjaźni trzech osób, pomimo skomplikowanego układu jaki ich łączy, bardzo niekomfortowego z perspektywy każdej z nich, ale mimo to cieszą się sobą. po trzecie o tym, że pewne uczucia mimo, że głęboko skrywane w pewnych sytuacjach stają się silniejsze od zdrowego rozsądku.