Moim zdaniem film jest zwyczajnie... przeraźliwie nudny. Podzielił bym go na 3 części:
1. Muzyczno - graficzne intro (coś jak w "Antychryście"), tyle że - tym razem mi się nie podobało. Jakieś takie plastikowe i wymuszone mi się wydawało.
2. Najnudniejsze wesele w historii kina z odjazdami irytującej panny młodej. Babsko wzbudziła u mnie taką empatie jak za przeproszeniem młody Werter - w d**e mu się poprzewracało i czekałem z wytęsknieniem aż ta kometa (czy coś tam) rozwali tą bandę nudziarzy i rozchwiane emocjonalnie babsko.
3. Oczekiwanie na to jakim torem poleci kometa. Nie jest wprawdzie tak nudno jak poprzednio, ale - nic godnego uwagi się nie wydarzyło.
Dla umysłu nie znalazłem tam absolutnie nic. Tak samo - dla duszy. Wrażenie estetyczne: obraz - ok, ale nic nadzwyczajnego, muzyka - dobra.
Nie wiem, może żeby ten film mógł zaciekawić trzeba panicznie bać się końca świata (bo mnie on absolutnie ni ziębi ni grzeje, potrafił bym 100 tys straszniejszych rzeczy wymienić, a perspektywa śmierci w końcu świata niż w tradycyjny sposób - wydaje mi się nieporównanie ciekawsza).
Najwięcej mój umysł był zajęty podczas oglądania tym, że "a mogłem pójść do kina z plecakiem, poczytał bym sobie bynajmniej książkę".
Film wygrywa u mnie jednak w kilku klasyfikacjach:
1. Najnudniejszy film jaki widziałem w roku 2011
2. Najgorszy film Triera (zdeklasował konkurencje, nie licząc "Epidemia", który oceniłem tylko o 1 punkcik wyżej)
3. Najnudniejsze wesele w historii kina (zmiażdżył konkurencję)
3/10
PS
Dodam jeszcze, że Trier należy do 5 moich ulubionych reżyserów.
Bergman, Lynch, Kieślowski, Tarkowski.
Jak jeszcze dodać: Coenów i Kubricka to będzie to 7 którym dałem 10/10.
oj, ziomek, ziomek piszesz tu o Werterze i nie wyciągasz wniosków ze swojego porównania. Ten film ocieka romantyzmem, scena wręcz "całujących" się planet jest jedną z bardziej epickich jakie przyszło mi oglądać. Fakt film jest trochę ubogi interpretacyjne, ale jest to zamierzony efekt. Przecież Lars nonstop nawijał o tym, że będzie koniec świata, pokazał to na początku filmu bo chciał obserwacji, a to, że ludzie są nudni to już nie jego wina, zresztą jeśli nie doceniasz postaci(wszystkich) stworzonych przez reżysera to chyba lans na Kieślowskiego i Tarkowskiego(!to jest dopiero nudne kino!) nie doda wiele Twojej wypowiedzi.
No dobra, ale co Werter miał wspólnego z całusami? W ten sposób rozumianym „romantyzmem” zresztą ani film, ani książka wspólnego nic nie ma (IMO). Całujące się planety? A dlaczego nie face2face bokserów przed walką?
Nie wiem co Trier sobie zamierzał i zakładał. Nijak nie ma się to jednak do tego, jak ten film będę odbierał i jak dobierałem.
„Przecież Lars nonstop nawijał o tym, że będzie koniec świata, pokazał to na początku filmu bo chciał obserwacji,”
A cóż on obserwował? Reakcje 4 osób na informacje o możliwej zagładzie (w tym – jednej popiepszonej, dziecka i kolesiowi, który do ostatniej chwili w to nie wierzył)? Przecież to by był banał jakiś.
„, a to, że ludzie są nudni to już nie jego wina, zresztą jeśli nie doceniasz postaci(wszystkich) stworzonych przez reżysera”
Ludzie są nudni, więc film też będzie nudny? Jarmush np. jakoś potrafi robić świetne filmy o nudziarzach jakich świat nie widział.
Co do doceniania postaci…
Co my tu mamy? Pan młody – potraktowany totalnie po omacku I zupełnie nieciekawy. Dzieciak jak dzieciak. Bogaty szwagier – tło, mało znaczący. Ojciec I matka – jacyś mega przerysowani, z innej bajki powyrywani, no I pokazani w sumie w 4 scenach. Sztampowy złyyyyy pracodawca. No i nieubłaganie zostają nam dwie siostry. Jedna – świruje i dąsa się nie wiedzieć dlaczego, druga – normalna kobieta, w miarę normalnie się zachowująca i nic specjalnie istotnego wynikającego z jej cech charakterologicznych nie wynika.
„lans na Kieślowskiego i Tarkowskiego(!to jest dopiero nudne kino!) nie doda wiele Twojej wypowiedzi.”
Której? Tej, w której się mnie zapytano, jacy to reżyserzy należą do tej 5 ulubieńców, wraz z Trierem?
Bo wspomnienie, że bardzo lubie filmy Triera dało do mojej wypowiedzi to, że nie jest tak, że po prostu nie pasuje mi jego styl.
Wymieniłem Ci jedną sceną i do c***a pana wiem czym jest romantyzm. Weź przyjmij do wiadomości kilka rzeczy:
1. Melancholia to film, który przedstawia koniec świata widziany oczyma 2 osób, które są swoimi przeciwieństwami, więc k***a pokazywanie w nim bokserów nie miałoby żadnego logicznego uzasadnienia.
2. "Nie wiem co Trier sobie zamierzał i zakładał. Nijak nie ma się to jednak do tego, jak ten film będę odbierał i jak dobierałem. " - to jest oznaka ignorancji. Musisz brać pod uwagę co dane zabiegi miały na celu i czy się powiodły, jeżeli masz to w dupie to wiele tracisz.
3. "A cóż on obserwował?" - to co będzie miało miejsce kiedy okaże się, że zostało nam x czasu do końca świata. Jedni będą skakać z okien, inni będą cisnąć doła w kiblu, a jeszcze inni będą udawać, że nic się nie dzieje.
4. Nie film będzie nudny, a ich zmanierowany styl życia. To, że Ciebie nudził sam film to już Twój wybór - mnie np. wesele bawiło, ale nie pytaj dlaczego bo jak bym Ci powiedział, że z tego samego powodu co Murray w Broken Flowers to byś chyba nie uwierzył.
Fajnie, że wiesz. Ja to w sumie nie wiem.
1. No co ty nie powiesz? Ale: "całujące się planety" mają? Co, siostry mają się całować? Czepiłem się jedynie tego określenia.
2. To wiele tracę. Szczerze mówiąc - niemal wszystkie filmy Triera zinterpretowałem sobie (zapewne) zupełnie na opak niż to autor chciał powiedzieć. I tak mi się te filmy bardzo podobają.
3. No to słaba ta obserwacja. Szczególnie, że nie przedstawił żadnego z tych zachowań. :) Nie mówiąc już o tym (o czym wspominałem wcześniej) - jako obiekt obserwacji wybrał sobie 4 osoby, w tym - dziecko, wyraźnie chorą umysłowo, faceta który do ostatnich chwil wierzy, że nic się nie stanie, no i jedna, zwyczajna kobieta. Tak nie robi się takich obserwacji. W ogóle nie wydaje mi się, żeby to było jego celem.
4. Pewnie, że tak. A jakby inaczej mogło być? Wypowiadam się czysto subiektywnie (inaczej nie umiem i nawet niespecjalnie mnie interesuje).
1. Jezu tak to wyglądało po prostu porównanie na zasadzie skojarzenia.
2. Nie chodzi mi o interpretację dzieła jako całości i wynajdowania krańców horyzontu który przed nami otwiera. Chodzi mi o to, że nie które rzeczy nie dzieją się bez przyczyny i nie mogą być interpretowane inaczej np. to jakie w tym filmie są zdjęcia, nonstop bliskie, prawie jak u braci Dardenne.
3. Claire - skacząca z okna, Justine - ciśnie doła w kiblu, John - udaje, że nic się nie dzieje. To nie jest Ameryka w Europie nie potrzeba wszystkich obywateli świata żeby pokazać cierpienie.
4. Subiektywnie trudno jest uznać Wyjście robotników z fabryki za coś ważnego dla kina, a jednak... a jednak...
1. No ok, mi już prędzej skojarzyłoby się z 2 bokserami (jakbym nad takimi rzeczami się zastanawiał). Więc - w tej scenie (ja osobiście!) niczego romantycznego nie widzę, jak i sumie w samym filmie niewiele. No ale to rzecz nieistotna.
2. No to trudno. Wiele tracę.
3. Nie czuję tego. Claire nie "skacze z okna", ale nawet się nieźle trzyma (zważywszy np na śmierć męża). Justine - trudno ją racjonalnie oceniać gdy Trier wyskoczył z wróżeniem z fusów. John - nie udaje, że nic się nie dzieje. Przecież jest podekscytowany i kupuje teleskop.
4. To również mnie mało interesuje (zazwyczaj). Nie jestem krytykiem i takich aspiracji nie mam. Oczywiście wszystko ma swoje granice. Pewne konteksty historyczne itp mają oczywiście znaczenie. Nie przestaje być to właściwie jednak subiektywne, gdyż wiąże się z jakimiś subiektywnymi poglądami światopoglądowymi np. No ale tego również niespecjalnie jest warto roztrząsać, bo offtop się z tego zrobi.
3. Jak możesz tego nie czuć? Claire cały czas jest w swojej części zachowuje się jak wulkan który ma wybuchnąć. W ogóle tu nie chodzi o ocenianie tylko o czyste przedstawienie, nie ma tu nic do dodawania - wszystko zostało pokazane.
3. Czy ja wiem czy "wulkan" w realiach - olbrzymia kometa zbliża się do ziemi. Może ją ominie, może nie. To co robi Claire wydaje się wręcz nadwyraz spokojne.
To już bardziej mnie przekonują głosy, że ten film ma niewiele wspólnego z końcem świata, a Triera iinteresuje jedynie pokazywanie stanu depresyjno-"melancholicznego". Bo jeśli miałaby to być jakakolwiek analiza zachowań... byłoby to przerażająco płytkie. Jak w ogóle można analizować reakcje na koniec świata skupiając się jedynie na 3 oderwanych od reszty społeczeństwa bohaterach (zjawisko od którego bardziej globalnego nie ma). W takim ujęciu to równie dobrze mógłby to być strach przed zwykłą śmiercią. Ściąganie do tego wszystkiego aż komety jest totalną przesadą (żeby dokonać tak płytkiej analizy).
Na dodatek - kolejną przesłanką, że nie ma to być wcale "obserwacja" jest wplecienie wątku paranormalnego. Coś takiego średnio sprzyja obserwacją. Szczególnie porównaniom zachowań: inaczej sie zachowujesz jeśli wiesz, że zagłada nastąpi za 5 dni, a inaczej, gdy wiesz, że nastąpi za 5 godzin.
Ehh... to, że w Ziemię ma uderzyć inna planeta to tylko wybór Triera. Sukces tego filmu opiera się na tym, że ludzie coraz częściej zauważają, że ludzkość nie zmierza w dobrym kierunku (i nie chodzi mi o te pierdoły typu 2012) i to dławiące się w swoim bogactwie społeczeństwo pokazane w filmie niestety jest właśnie społeczeństwem konsumpcyjnym które do niczego dobrego nie prowadzi. Nie da się ogarnąć 7 miliardów ludzi z osobna, nie da się wymyślić każdej możliwej osoby i dokładnie pokazać co się z nią stanie, więc to czy autor skupia się na kilku, czy kilkunastu osobach nic tu nie zmienia. Miliony ludzi masz pokazane w "świetnych" amerykańskich produkcjach i oprócz krzyku nic za tym nie idzie.
Co do Twoich uwag na temat Claire - jest ona osobą wykształconą, inteligentną, doświadczoną, której najbardziej zaufana osoba mówi, że będzie ok, media mówią, że będzie ok, 80% masy mówi będzie ok, więc nie uważam, że sceny typu śmierć papieża, czy Kaczyńskiego byłyby tu na miejscu. Kiedy przychodzi moment prawdy zauważ, że Claire jako jedyna dostaje spazmów w "Magicznej grocie".
No i na koniec, chodzi mi o obserwację jako coś w stylu eksperymentu, analiza to już Twoja brocha, a nie Triera.
Tak, widzę korelację między większą chwytliwością wieszczeń o końcu świata, a odczuć ludzi, że świat nie zmierza w dobrym kierunku. Jednak moim zdaniem - Trier absolutnie nic ciekawego w tym temacie nie pokazał. Ani końcu świata, ani stostunku do niego społeczeństwa, ani - pojedynczych ludzi.
"Świetne" amerykańskie produkcje nie mają tu nic do rzeczy. Problem jest potraktowany powierzchownie i w zasadzie - to czy to jest koniec całego świata, czy tylko życia bohaterów - absolutnie nic w filmie by nie zmieniał. A wachlarz możliwych reakcji na możliwą rychłą śmierć - został ledwie szturchnięty lewym butem.
"Kiedy przychodzi moment prawdy zauważ, że Claire jako jedyna dostaje spazmów w "Magicznej grocie"."
No w iście doborowym towarzystkie. Wróżki, która dostawała spazmów kilka dni wcześniej i dzieciaka.
"No i na koniec, chodzi mi o obserwację jako coś w stylu eksperymentu, analiza to już Twoja brocha, a nie Triera."
Eksperyment? Możesz rozwinąć?
""No i na koniec, chodzi mi o obserwację jako coś w stylu eksperymentu, analiza to już Twoja brocha, a nie Triera."
Eksperyment? Możesz rozwinąć?"
Chodzi o to, że oglądając ten film miałem wrażenie, że von Trier nie posłużył się klasyczną (jakkolwiek głupio by to nie zabrzmiało) metoda prowadzenia aktorów, wygląda to bardziej jak jakaś psychodrama.
Z drugiej strony nie wszystko musi dawać odpowiedzi i chyba właśnie o to chodzi w tej obserwacji, że coś pokazać, pootwierać różne problemy i jak najbardziej otwarte je zostawić.
akurat kiedy mialem depresje myslalem ze najlepiej byloby to pokazac wlasnie przez oczekiwanie na koniec swiata. Masz poczucie ze wszystko nie ma sensu, ze wszystko co mozesz zrobic jest bezcelowe. Jesli ziemia ma przestac istniec nie ma to wielkiego znaczenia - i tak wlasnie czujesz sie tak jakby swiat mial sie zaraz skonczyc. Pierwsza polowa byla OK - musze sie przyznac ze ja akurat jestem w stanie zrozumiec zachowania bohaterki, za to druga polowa - juz slabiej.
Ja również przed obejrzeniem filmu (i nadal tak uważam), że takie zestawienie byłoby bardzo dobre. Przeświadczenie, że nic cię już w życiu nie czeka. No ale o ile w głowie to wszystko ładnie się układa, tak - w filmie tego wcale nie widać.
Stan Justine jest trudny do ocenienia i zweryfikowania. Co jej dolega i z jakiego powodu? Jaki jest jej stan normalny? I w końcu nie wiemy - czy ten stan wynika tylko i wyłącznie z przeczuwania zagłady?
Druga część natomiast zupełnie by nie pasowała, jakby tak rozumieć ten film. W zachowaniu Claire nie mogę doszukać się niczego depresyjnego. A więc - wpierwszej części - za mało końca świata, w drugiej - za mało depresji, żeby potraktować film w głównej mierze jako zestawienie i porównanie depresji z wyczekiwaniem na koniec świata.
Tu kluczem mogą okazać się słowa von Triera który w wywiadzie wskazuje na to, że Claire i Justine to jedna i ta sama osoba. Jeśli by to włożyć to wszystko (wedle tego co jest wyżej napisane) pasuje:P
Claire i Justine tą samą osobą? Nie no, to już chyba za wysoki poziom abstrakcji jak na moją prostą głowę :)
W czym Claire jest podobna do Justine? Co je łączy?
Uznać, że Claire, to Justine przed depresją? :/ Chyba nie.
BTW
Nie wiem czy podążanie za wywiadami Triera jest dobrą drogą :) Ten facet takie dyrdymały lubi w nich opowiadać... Może specjalnie wkręcać (np chwile przed nazizowaniem mówił, że myśli, że bardzo prawdopodobne jest, że ten film jest kiepski i nie warto iść na niego do kina)
Mówił również, że ten film miał być komedią (i cieszcie się, że nigdy nie robię dramatów). A następnym jego filmem (do czego Dunnst i ta druga aktorka bardzo go namawiają) będzie ostre porno. Już wcześniej im uległ dodając zupełnie niepasującą początkową scenę seksu w Antychryście.
Wszystko to z kamienną miną (choć na pozór żarty to oczywiste, ale kto go tam wie)
Tą samą osobą w sensie podziel siebie na kogoś na pół i z każdej połowy zrób osobę. Wiem, że lubi gadać głupoty i ogólnie jest snobem, ale akurat tę opcję rozkminialiśmy z kumplem, a dopiero potem widziałem to w wywiadzie.
Nie rozumiem chytrej sztuczki. Co to zmienia? Mamy 2 osoby (A i B). Podzielmy każdą na 2 części (A1, A2 i B1, B2).
Jaką różnicę nam - widzom robi czy zrobi się film o:
A1B1 i A2B2, A1B1 i A2B2, czy A1A2, i B1B2? I jak niby można się domyśleć która część od jakiej osoby pochodzi?
No właśnie - co by się zmieniło jakby były 2 osoby? Dorzućmy do tego jeszcze dwa kawałki B1 i B2 i rozważmy możliwe kombinacje. Co się zmienia?
Coś takiego? -> O! Te dwie osoby powstały z podziału cech jednej osoby? Fajnie.
Nie rozumiem co nam daje założenie, że 2 osoby powstały z cech jednej i po co coś takiego w ogóle zakładać
Myślę, że celem takiego zabiegu może być uwydatnienie pewnych cech. Np. chcesz pokazać 10 cech postaci - mogłoby to być trudne w odbiorze, więc rozbijasz to na 2 osoby po 5 cech i jest już łatwiej dla widza.
A celem jest pokazanie cech czy obrazu postaci? Chyba nie postaci, skoro jest ona czysto wirtualna i nic nam nie daje wiedza o tym jakie ten ktoś wirtualny ma cechy.
Co innego gdyby miało się to odnosić i opisywać jakąś istniejącą personę, nie wiem, np królową Danii :)
No to teraz popłynąłeś po całości. To po co w ogóle robić filmy, skoro nie potrzeba aktorów? Kino jak każda dziedzina sztuki stara się być różnorodna w każdym możliwym aspekcie, a aktorstwo jest jednym z najważniejszych.
Tośmy się chyba nie zrozumieli totalnie :) Nie wiem co do tego o czym pisałem mają aktorzy.
Albo chcesz pokazać psychikę jakiejś postaci, albo chcesz pokazać na jakimś przykładzie pewne możliwe cechy.
Jeśli nie jest to portret osoby rzeczywistej, którą kojarzysz, albo w ogóle którą (choćby w innej części filmu) poznajesz jako całość to całkowicie obojętne jest, czy najważniejsze cechy 10 postaci jakiegoś filmu razem składają się na cechy jednej jakiejś wirtualnej osoby, której nie poznajesz nigdy ani w realnym życiu, ani filmowym, czy może składają się na 2 osoby, a może 3. Albo 4.
Załóżmy: film pokazuje osobę uprzejmą oraz zawistną. No fajnie. Po tygodniu dowiadujesz się, że autor pokazywał cechy jednej osoby: uprzejmej ale zawistnej. Super, nie? Co to może zmienić w twoim odbiorze filmu?
Źle zrozumiałem sformułowanie "wirtualna" - myślałem, że chodzi Ci o każdą fikcyjną postać.
No, ale psychologia danej postaci z czegoś wynika, jakoś musisz pokazać co dana postać czuje w danej sytuacji, jakieś zachowanie i znów nie da się zawrzeć Ciebie, czy mnie w 130 minutowym monogramie. Odwołam się do tego co napisałeś.
Załóżmy, że film przedstawia osobę która jest uprzejma i zawistna jednocześnie - żeby było to łatwe w miarę czytelne potrzeba jakieś sytuacji, gestu aktorskiego, czyli innymi słowy potrzeba czasu. Po co robić długą scenę z jednym aktorem jeśli można to skrócić o połowę pokazując 2 osoby, gdzie jedna gra uprzejmość, a druga zawiść i nie mówię tu o 2 przypadkowych osobach, ale DOKŁADNIE tych 2 osobach które odgrywają równą i największą rolę w obrazie. Myślę, że technicznie jest to bardzo dobre rozwiązanie, a dodatkowo prowokuje do myślenia:P
Zgadzam się, że technicznie jest to dobre rozwiązanie i zmusza do myślenia, ale pod warunkiem o którym napisałem - z tego, że film opowiada o jakimś ktosiu zawistnym i uprzejmym, a nie dwóch osobach musi coś wynikać, a nie jedynie - "Oo, ale fajnie" bo ja w tym nic fajnego nie widzę (że autor wiedział, nie powiedział, że miał sobie w głowie 1 postać - zawistną i uprzejmą)
Np - jest taki film Altmana "Trzy kobiety", jak tam nie doszło się do tego, że tytułowe 3 kobiety reprezentują tę samą osobę, to się ni hu hu z zakończenia filmu nie zrozumiało.
Albo - "Persona" Bergmana. W niej jeśli założymy, że 2 główne bohaterki są na prawdę tą samą osobą, to uzyskujemy inne spojrzenie na cały obraz. Różne informacje się zazembiają i ukazują się nam kolejne informacje.
A w przypadku Melancholii?
"W niej jeśli założymy, że 2 główne bohaterki są na prawdę tą samą osobą, to uzyskujemy inne spojrzenie na cały obraz."
:)
No i właśnie - pytam się - jaki? Co się zmienia? Co nowego możesz powiedzieć o tym filmie po dowiedzeniu się, że blondyna i brunetka to te same osoby?
O to cały czas się pytam.
Pytanie które zgłębię przy następnej projekcji( do większości, rzeczy o których gadamy dochodzę dzięki Twoim obiekcją i Bogu dzięki, że idzie jeszcze z kimś pogadać na tym portalu), ale tak na szybko:
Gdzieś wyżej pisałeś o tym, że pokazanie choroby Justine jest bezwartościowe bo nie widzimy jaka była kiedyś(tj, przed chorobą) i tu jeśli olejemy kolejność wydarzeń( a uważam, że mamy do tego prawo) Claire nie jako daje nam odpowiedź. Idąc dalej choć może już zbyt naciągając podejście Justine do małżeństwa może być uzasadnione jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, jak zachował się maż Claire( zjadł wszystkie tabletki i zostawił żonę samą w takim momencie) kiedy dowiedział się, że jednak planeta uderzy w Ziemię. Ha w sumie możemy sobie na to pozwolić jeśli weźmiemy do serca słowa Justine " ja po prostu wiem pewne rzeczy". Słowa "czasem tak bardzo Ciebie nienawidzę" także nabierają nowego znaczenia, zwłaszcza jeśli ktoś ma depresję.
Tak, jakby tak na to spojrzeć, to uzyskalibyśmy szereg nowych informacji, które mogły by zmienić spojrzenie na film.
Tylko, że... mi sie to wydaje strasznie naciągane i na siłe wymyślane. Jednak te puzle średnio do siebie pasują (no ale jak jeb*** młotkiem to wlezie).
Może uda ci się wymyślić coś lepszego :) Na razie pozostaje przy swoim stanowisku, że takie łączenia ze sobą tych dwóch postaci, to lot do kiosku po gazetę F-16.
Właśnie obawiam się, że nawet studiując ten film przez dłuższy czas i tak bym nie doszedł do czegoś co przekonałoby każdego i nie dziwi mnie to. Jednak nie potrafiłbym nie spróbować zwłaszcza kiedy pomyślę o samej czysto estetycznej i technicznej stronie tego filmu, która jest wyborna, trafiona. Właśnie mając to na uwadze i fakt, że Lars niewątpliwie spędza mnóstwo czasu przy swoich filmach nie mogę uwierzyć, że ten film jest o niczym - to nie pasuje. No, ale czas pokarze:P
ehhh właśnie tego k***a nie cierpię na tym portalu od kiedy mam taką śliczną szatę graficzną. Umiesz czytać, umiesz myśleć o tym co przeczytałeś? Mówimy o podziale na dwoje, DWOJE, DWOJE(!!!) i to, że napiszesz:
albo na trzy po trzy cechy i trzydzieści trzy ceszątka po przecinku" znaczy tyle co pierdnięcie na koncercie speed metalowym?
A co za różnica czy cechy kilku postaci z filmu są cechami wyciągniętymi z 1 osoby, 2, 4, czy 15?
chcesz cudownego wesela obejrzyj sobie "4 wesela i pogrzeb" ;), twoja awersja do bohaterów filmu wydaje się dosyc komiczna, bo w filmie chyba nie chodzilo o to, żeby to byly fajne (albo nie fajne) babki i kolesie w obliczu zagłady, kiedy to cała sala siedzi w napięciu i trzyma za nie kciuki. poza tym film też chyba raczej nie był o najstraszniejszych rzeczach na świecie (których ty byś z pewnością 100 tys. wymienił :) a jedynie o pewnym stanie ducha, co moim zdaniem bardzo udało się twórcy. ale z drugiej strony fajnie jest poznac inne spojrzenie na kino:).. pozdrawiam
Ja jestem (podobno) jednym z niewielu, który nie musi w książce/filmie nikogo lubić, ani z nikim się utożsamiać, żeby mu się ona podobała.
Co innego jednak nie lubienie postaci a co innego - irytacja i działanie na nerwy. W tym filmie blondyna własnie strasznie mnie irytowała.
Zgadzam się, że nie jest to film o końcu swiata (ale postawie śliwki przeciw orzechom, że Trier ma taką fobię).
A więc jest to film o stanie ducha? No i tu tkwi problem pewnie. Sama bohaterka go uosobiająca mnie właśnie irytowała, a samego stanu nie znam, nigdy nie doświadczyłem, nie potrafię go zrozumieć (film mi w tym nie pomaga), nie potrafię również współczuć.
Co innego jeśli chodzi o stan ducha brunetki (który jest zupełnie inny niż blondyny). Tyle, że to zwykły strach przed śmiercią. Nic ciekawego.
Ta bohaterka musi irytować! Depresja niszczy osobę chorą i bliskie jej otoczenie.
To jest straszna choroba dotykająca zarówno mężczyzn jak i kobiety a nie "rozchwiane emocjonalnie babska". Nieleczona prowadzi do śmierci, bardzo często samobójczej.
Pewnie zależy jaka depresja. Różne są filmy z bohaterami cierpiącymi na depresje (i co ciekawe - bardziej interesują mnie tacy bohaterowie niż luzacy tryskający optymizmem).
Nie wiem dlaczego ta akurat mnie irytowała... Skoro miałem skojarzenia z Werterem, to pewnie - nie widzieliśmy przyczyn, narastania w niej tego stanu. Po prostu nagle widzimy osobę która zachowuje się dziwacznie.
Jest to jedna z możliwości. Ale... pewne wątpliwości może wzbudzać informacja o... paranormalnych zdolnościach blondyny i zdaniu, które gdzieś się tam przewinęło, że zachowuj się dziwnie od kilku dni. Być może - odkąd zaczęła przeczuwać katastrofę? Jeśli tak - Melancholia zniszczyła najpierw jej rodzinę, a potem Ziemię.
Poza tym - nie wiemy ile z jej zachowania jest wynikiem po prostu tego, że jest/bywa wredną małpą (o czym mogą choćby świadczyć słowa jej siostry, że czasem tak bardzo jej nienawidzi...)? Nie wiemy o tym. Nie widzieliśmy jej zdrowej. A może od wielu lat strzela takie fochy? Kto ją tam wie? Może to jej nie pierwsze weselisko nieudane? :)