6,9 83 tys. ocen
6,9 10 1 82751
7,6 51 krytyków
Melancholia
powrót do forum filmu Melancholia

Przejechałem się 400 km między innymi po to, by obejrzeć najbardziej oczekiwany przeze mnie film roku i o mały włos a bym... zasnął w kinie! Ogólne wrażenie na temat tego filmu każe mi powiedzieć, że jest fatalny i kompletnie mi się nie podobał. Lars von Trier jest jednym z moich ulubionych współczesnych twórców filmowych, aczkolwiek tym obrazem totalnie mnie zniesmaczył (w przeciwieństwie choćby do "Antychrysta").
Niedopowiedzeniem byłoby przemilczenie tego, co mi się konkretnie nie podobało. Na początek aktorstwo, które było bardzo przeciętne, nierówne, zwłaszcza Gainsbourg, która widocznie nie miała pomysłu na grę, co mnie nieco zszokowało po jej wcześniejszej współpracy z duńskim reżyserem. Role drugoplanowe jedynie można podsumować jedynie stwierdzeniem "takie o", ale może dlatego, że sama fabuła filmu była podzielona między przeżycia Justine i Claire, głównych bohaterek filmu i to na nich się skupiała. A przechodząc do samej Kirsten Dunst, to grała bardzo nierówno. Ogólnie miałem nieco sarkastyczne odczucia momentami, że obok aluzji do Hitlera von Trier powinien wcześniej zacząć reklamować swój nowy film także aluzjami do biustu głównej bohaterki. Operator w wielu scenach szczególnie skupił się na tym elemencie, raz nawet w naturalnym jego aspekcie. Ogólnie wiele z tych scen było zupełnie niepotrzebnych, ani nie szokowały sensownie w stylu von Triera, ani specjalnie nie przekładały się na zrozumienie filmu, były bezsensownym błyskotkami. Sama Dunst momentami tworzyła pewną specyficzną poetykę filmu, wspomaganą zdjęciami i muzyką, co mogło się podobać, ale chyba sama się pogubiła w gąszczu zindywidualizowanych koncepcji reżysera i nie przekonała mnie, a dodanie jej błyskotek, o których wcześniej wspomniałem tylko mnie w tym utwierdziło.
Dalej, sama fabuła. Tylko szczątkowo o tym, żeby nie zdradzić za wiele. Film się kolokwialnie mówiąc dłużył, rozwlekłe przeżycia wewnętrzne bohaterek, momentami przesadnie egzaltowane i pompatyczne, wydawały się nieco sztuczne. Śmiałem wątpić oglądając film czy tak zachowałyby się siostry w obliczu nadchodzącej zagłady, albo inaczej mówiąc, które siostry, by się akurat tak zachowały? Zachowania w obliczu zbliżającej się Melancholii były momentami nienaturalnie przerysowane (nawet mimo faktycznego zagrożenia i niepewności o swój los), zaś von Trier uczynił swój film nagannie pretensjonalnym. Reżyser stara się nam wmówić swoją wizję końca świata na przykładzie wycinka psychologicznego podejścia do tego faktu swoich bohaterek. A jeśli nie wmówić, to chociaż przekonać, że "to będzie piękny koniec świata". Jeśli o mnie chodzi, nie tylko mnie nie przekonał, ale i momentami zażenował.
Niezbyt pozytywnie odebrałem też symbolikę tego filmu, już sygnalizowaną początkowymi scenami. Bruegel czy Millais chyba nie byliby zadowoleni takim wykorzystaniem ich obrazów. Dunst jako Ofelia chociażby nie przekonała mnie zupełnie, jej obłęd był wymuszony, zaś niezdolność do odwzajemnienia miłości zadziwiła bezpośredniością i prostotą. Ale to tylko moje spostrzeżenia na szybko. Kierownik kina zwrócił mi uwagę, iż w poetyczności "Melancholii" można wręcz utonąć. Moim zaś zdaniem, w porównaniu choćby z "Antychrystem", w którym rzeczywiście można było utonąć w głębi symboliki i poetyce filmu (zresztą wiele innych filmów Duńczyka potrafiło mnie wcześniej oczarować zupełnie) "Melancholia" jest filmem na wskroś pretensjonalnym, w którym poezja zostaje zabarwiona wieloma nutami kiczu i przeświadczenia reżysera o naiwności widza.
Napięcie w "Melancholii" jest dozowane nierównomiernie. W każdą kolejną minuta obniżałem sukcesywnie swoją ocenę. Bohaterki przytłoczyły mnie swoim zachowaniem i licznymi, długimi wątpliwościami, by w końcu chwycić się za ręce i w ogromnym huku towarzyszącym dwóm zderzającym się planetom, pożegnać się ze światem. Mieszanka gatunkowa, jaką zaprezentował von Trier nie do końca mi się podobała nie tylko fabularnie, ale i właśnie gatunkowo. Nie można zarzucić Duńczykowi oryginalności (po raz kolejny zresztą) i innego spojrzenia na koniec świata, ale jako dramat ten film po prostu nudzi. Jedyne co mi się podobało od strony kina katastroficznego był pesymizm kulturowy i negatywna ocena kondycji człowieka we współczesnym świecie, dodatkowo wyrażana w poglądach reżysera w "Melancholii" tak silnie. Von Trier zmusza do włączenia się w dyskusję czy rzeczywiście człowiek to zło, a życie bez niego (nawet jeśli ten jest, jak twierdzi Justine, jedyną inteligentną formą życia we wszechświecie) wcale nie będzie gorsze, ba wszechświat nie zauważy nawet jego zniknięcia. Podobała mi się też komputerowa wizualizacja zderzenia planet i samego zbliżania się Melancholii do Ziemi. To wszystko jednak za mało.
Mam nadzieję, że reżyser szybko stworzy film, którym z powrotem mnie przekona do siebie, bo "Melancholia" niestety na całej niemal linii mnie rozczarowała. Nie chcę nikogo jednak przytłaczać moimi pretensjami i mimo wszystko uważam, że jest to kino, które jednego może nawet olśnić, a innego totalnie zniesmaczyć i rozczarować.

ocenił(a) film na 3
diego88

Nawet nie masz pojęcia jak idealnie i trafnie ująłeś wszystko to czego ja nie mogłam wykrztusić z siebie po obejrzeniu tego filmu. Po wyjściu z sali pomyślałam, że to może ze mną jest coś nie tak, bo inni strasznie zachwycali to co przed chwilą zobaczyli. Ja na moment straciłam wiarę w swój gust filmowy, ty mi przywracasz wiarę w ludzi. Rozumiem, że każdy może odebrać ten film inaczej. Niestety bardzo się zawiodłam, gdyż spodziewałam się dobrego widowiska.
+ bardzo podoba mi się twoja recenzja. Nie chodzi mi już tylko o to, że mamy podobny pogląd na ten film, ale wszystko ciekawie ująłeś i nie czułam się znudzona czytając. Dzięki.

diego88

trolololo