Wybaczcie, jeśli urażę Wasze artystyczne dusze. Możecie mnie nazwać prostą, pustą,
niedojrzałą babą. Ale ten film koło dobrego filmu (zwłaszcza artystycznego!) nawet nie
leżał. I możecie napisać, że go nie zrozumiałam. Że powinnam się wczuć. Naprawdę
próbowałam. Siedziałam, patrzyłam i potrząsałam z niedowierzaniem głową.
Zacznę może od tego, że kompletnie nie rozumiem problemów emocjonalnych pierwszej
z sióstr - Justine. Ma dość wesela, ma dość swojego szefa i pracy, ma dość swojego
męża, który przez całe wesele stara się ją uszczęśliwić. Załóżmy, że to rozumiem.
Załóżmy nawet, że rozumiem, powód dla którego poszła się nagle "kochać" z jakimś
pierwszym lepszym kolesiem, który ją de facto wkurzał. Ale dlaczego jej mąż, któremu na
niej przez cały początek filmu tak strasznie zależało, NAGLE spakował walizki i po prostu
pojechał. Może coś przespałam, ale przecież on nie wiedział o akcji na polu golfowym?
Po prostu się na nią wkurzył, spakował i pojechał.
Poza tym miałam wrażenie, że film ten powstał tylko i wyłącznie po to, by pokazać cycki
Kirsten Dunst. Swoją drogą bardzo ładne.
Jedynym plusem Twoim wypowiedzi jest Twoja wielka samoświadomość - faktycznie jesteś prosta i pusta.
dobra dobra dobra, dzieciaki, przestańcie się kłócić!
a moze przerodzimy ten wątek w coś twórczego?
może niech każdy napisze, jak myłśi czemu mąż odjechał z wesela?
ja myślę że w całym swoim zauroczeniu Justine miał ślepą nadzieję że taka feeria szczęścia ( lub tego co powinno za szczescie uchodzić - suknia, przemóienia, prezenty, zabawy) jakoś uleczy jego - podkreśłmy - chorą narzeczoną. jednak przejrzał na oczy, bańka pękłą, swoją drogą to nie był facet dla niej , że tak po ciotkowemu dodam. a jaka wasza teoria?
No wiec Justine byla z innego swiata. Ona i planeta melancholia to jedno i to samo bo obie mialy niszczycielska sile i sprawialy ze ludzie w ich obecnosci czuli sie zle - nieswojo i zagrozeni, a na koniec ich niszczyla. Wogole miedzy nimi jest duzo analogi jak sie blizej przyjzec bo najpierw jej zachowanie jest nieszkodliwe jest piekna potem jej ddzialanie sie nasila i na koniec niszczy wszkich. Jesli chodzi o doslowny sens to Justine miala te swoje nadprzyrodzone zdolnosci przewidywania przyszlosci (wiedzial ile bylo fasolek, zapowiedziala zaglade kilkukrotnie nie tylko wtedy kiedy juz bylo mozna sie tego domylic ale juz wtedy gdy zauwazyla czerwona gwiazde i ukladala ksiazki z motywem toten tanz i bodajze weselem breugla na polkach w bibliotece, ten motyw tanca ze swmiercia jest bardzo istotny bo mimo tak wielu roznic wsrod bohaterow filmy smierc/zaglada sprowadza ich dotychczasowe istnienia do wspolnego mianownika) i ten koles od reklamy je wykozystywal. Zachecil swojego przyjaciela aby ten sie z nia ozenil by miec nad jej talentem kompletna wladze co oczywiscie bylo mznoka. Nad nia tak jak nad tamata planeta nikt nie mogl miec wladzy. Siostra zorganizowala wesele bo chciala uparcie wiezyc w szesliwe zakonczenie ktore jak sama slusznie przeczuwala milo nie nadejsc. Maz ja zostawil bo zucila prace ale tego to nie jestem pewna. Ja jestem ciekawa tego 19 dolka.
Słowo klucz - depresja. Określa zarówno stan (chorobę de facto) Justine, jak i moje emocje po przeczytaniu twojego komentarza.
Oczywiście, ale co to ma do mojej wypowiedzi? Justine cierpiała na depresję, jej objawem była chroniczna (nie wiem czy to dobre słowo) melancholia właśnie.
jeszcze bodaj w XIX wieku depresja i melancholia to były synonimy. I pomimo narodzin psychologii i oddzieleniu tych dwóch stanów, jest w tym jakaś mądrość.
niuchniuch - postawiłaś ryzykowną tezę, że film nie jest dobry ponieważ jest dla Ciebie niezrozumiały.
Moim zdaniem ciekawe kino jest nieoczywiste. Na tej otwartości polega cały urok. Jak również cała trudność. Zarówna dla widza, jak i dla twórców. Dużo prościej jest zrobić film dla nastolatków, w którym istnieje jakieś jedno logiczne rozwiązanie.
Przy kolejnym filmie typu "melancholia" proponuję nie potrząsać z niedowierzaniem głową,tylko wyłączyć głowę i oglądać sercem.
Naprawdę rozumiem, że ciekawe kino jest nieoczywiste. Rozumiem też, że w filmie nie chodzi o katastrofę czy o fabułę, a o uczucia, emocje i z tym założeniem poszłam do kina. Jednak to, co zobaczyłam zupełnie mnie nie poruszyło, raczej znudziło. Można pokazać depresję w sposób ciekawy, a tutaj? Justine przez pół filmu biega niewiadomo gdzie i po co, a w drugiej części śpi. Chciałam tu zaznaczyć, że druga część jakoś bardziej mi się podobała, chociaż też nie była moim zdaniem porywająca.
A co do oglądania sercem to naprawdę próbowałam, ale kompletnie nie mogłam się przekonać do Justine.
AAAaaaa to ty siedziałaś przede mną w kinie i trzepałaś cały czas głową ... no wiesz, przez Ciebie to ja też nic z tego filmu nie zrozumiałem bo twoje trzepoczące włosy niczym fryzura zmutowanego Hulko-Chopina zasłaniały mi ekran i czasami łaskotały w nos
"Moim zdaniem ciekawe kino jest nieoczywiste. Na tej otwartości polega cały urok."
Wedle tej definicji piąta część "Szybkich i wściekłych" jest arcydziełem, bo tam też nie wiadomo, dlaczego np. bohaterowie na początku nie zawrócili tylko wlecieli samochodem do rzeki, dali się złapać przez to policji itd... Innymi słowy, bzdury gadasz @arrec.
"Przy kolejnym filmie typu "melancholia" proponuję nie potrząsać z niedowierzaniem głową,tylko wyłączyć głowę i oglądać sercem"
?
tak sobie poszperałem (a jakże ! ) i wyszło mnie tak oto, że Garret oceniłeś Melancholię tak samo jak Armaggedon.
*filmista tupie nerwowo nogą i żąda wyjaśnień, porównując w myślach piersi Kirsten Dunst i Bruce'a Willisa*
oczywiście nie mogę nic żądać, nie musisz się mnie tłumaczyć, ale wiem, że ty umotywowałbyś swoją odpowiedź dojrzale (masz te dwie główki przy avatarku ... ŁAŁ ), a chętnie bym popolemizował. tzn. umrę jeżeli nie będę miał szansy.
Z tym "Armageddonem" to trochę przy okazji wyszło, bo niedawno zajrzałem na stronę tamtego filmu i podniosłem mu ocenę z 2 na 4 (raczej kwestia kaprysu, ostatni raz film Baya widziałem parę lat temu, i nie było to zbyt bolesne doświadczenie - ot, tylko trochę patosu na koniec. 2/10 więc było przesadą).
Filmy raczej różne, ciężko je porównać. "Melancholia" ma lepsze efekty specjalne, aktorstwo czy montaż, Bay ma z kolei lepszą historię - może i banalną, ale i intrygującą i angażującą (wręcz pod szantaż emocjonalny to podpada!).
A dwa łebki przy nicku mało znaczą.
no tak, dużo to znaczą dopiero cztery !!!1111
a tak serio, to nasz temat jest zbyt obszerny, by tutaj tę - jakże szeroką,podkreślam, bo nigdy tej równości w ocenach nie zrozumiem ! - kwestię rozwiązać.ale jakbyś w przypływie dobrej woli napisał coś o Melancholii... będę pierwszym interlokutorem !
Od kiedy posiadanie własnej opinii to powód do obrażania kogoś? Oj, za dużo mamy "ekspertów" na tym forum.
Nie zrozumiałeś mnie.
"Możecie mnie nazwać prostą, pustą, niedojrzałą babą" - czyt. "proszę, obraźcie mnie"
Plus jeszcze przepraszanie, że się ma własne zdanie - czyt. "przepraszam, że istnieję".
Wszystko zależy od interpretacji.
"Możecie mnie nazwać prostą, pustą, niedojrzałą babą" - nazywajcie mnie jak chcecie, ale mało mnie to obchodzi, bo i tak nie zmienię zdania, co do filmu.
"Wybaczcie" - że śmiem przerwać tę sielankę achów i ochów nad Melancholią, którą jest w znacznej większości to forum. Zupełnie nie miałam na myśli "przepraszam, że żyję".
Ok. Sprawdzone. Cycki Kirsten są bardzo ładne, ale nie aż tak, jak cały film von Triera. Piękne dzieło, które poczułem całym sobą. Wspaniały.
Ale też chyba takie były intencje. Przed kąpielą widzimy apogeum depresji, scena nad strumieniem ukazuje, jak bohaterka odzywskuje siły witalne. I jak dla mnie to chyba było inspirowane obrazem "Maja naga" Goi.
Filmy von Triera mają to do siebie, że to nie fabuła jest ich mocną stroną a sposób jej ukazania. Poza tym film był przesycony symbolizmem więc na pewno można wywnioskować z niego coś więcej niż "emocje przed kataklizmem". Ten kataklizm był tłem do ukazania postaw bohaterek.
kurczę, wszyscy psioczą na fabułę...że nic specjalnego... itd...
nie wiem, czy to dlatego, że widziałem ostatnio Zaćmienie i Passengera, ale mnie tej historii nic nie brakowało.
Dla mnie wartość fabuły mierzy się relacjami między bohaterami zbudowanymi na niej, tj. wg mnie liczy się poziom ich złożoności, bo i tak wszystkie wydarzenia fabularne prowadzą do eskalacji tych stosunków .Tutaj sama relacja Justine - Claire załatwia sprawę - inne interakcje są dość powierzchownie opowiedziane, owszem, ale to tylko z powodu kompleksowego podejścia do tej, głównej.