Znajduję go w różnych rankingach kina katastroficznego i zastanawiam się, po co wprowadzać ludzi w błąd. Przede wszystkim jest bardzo kameralny, akcja rozgrywa się na jednej posiadłości, a główną część scenariusza realizuje zaledwie kilku aktorów. Nie ma żadnych scen paniki czy zniszczenia i ani grama akcji. Owszem, motyw nadchodzącej katastrofy przewija się dosyć często, zwłaszcza w drugiej części, ale jest wyłącznie tłem. Ten film to dramat psychologiczny i jako taki jest całkiem niezły. Aktorzy dają radę, psychorozkminy (czego bałem się najbardziej) występują w minimalnej ilości. W pewnym momencie można sobie postawić pytanie o to połączenie obrazu głębokiej depresji z apokaliptycznym tłem - co to wszystko ma ze sobą wspólnego? Ostatecznie jednak film broni się jako opowieść. W sumie pozytywne zaskoczenie, może nawet kiedyś obejrzę go jeszcze raz. 7/10.