Główną zaletą filmu jest bardzo dobra gra aktorów - naturalna, bezpretensjonalna, bardzo przekonywująca. Dunst i Gainsburg spisały się świetnie i dzięki ich kreacjom nie odebrałam filmu jako ''apokalipsy dla ubogich''. Ładne zdjęcia, zwłaszcza ujmujący w swej kiczowatości oniryczny początek. Plastyczny i bajkowy na granicy artyzmu i chały. Ciekawy zabieg. Sama historia aż tak nie uderza i nie działa na emocje, bo kino opływa w mniej lub bardziej widowiskowe ''końce świata'', więc kolejny obraz o tej tematyce z założenia wieje już czymś dobrze znanym a tym samym mało zaskakującym. Akcja toczy się w jednej posiadłości i ogrodzie ale pomimo takiego zawężonego ''planu'' nudą nie wieje bo w trakcie dłuższych scen uwaga automatycznie jest skupiana na świetnej Dunst i Gainsburg.
Fabuła bywa irytująca, kilka scen wzbudziło u mnie uśmiech politowania. Pole do interpretacji szerokie - można się dopatrzeć w "Melancholii'' wszystkiego i niczego, w zależności od nastroju, wyobrazni i oczytania. Podsumowując - film na pewno wart obejrzenia, głównie przez kontrast ze śmieciowatym repertuarem ostatnich lat...