Gombro napisał raz w swoim Dzienniku , że przed wojną uczestniczył w dyskutowaniu jakiegoś utworu literackiego i zawiązała się kłótnia na tle interpretacyjnym między krytykami. W końcu znudzony Witold przerywa kłótnie, odczytuje głośno z notesu nr telefonu autora omawianego dzieła i pyta się, czy przypadkiem nie zechcieliby panowie do tegoż autora zadzwonić i po prostu te odwieczne pytanie -co autor miał na myśli- zadać. Kłótnia ponoć ustała natychmiast i krytycy zaczęli dyskutować coś innego, Gombra (i - co dziwniejsze - autora ! ) ignorując. I choć to był argument w sprawie fatalnej kondycji ówczesnej krytyki literackiej i w ogóle wątpliwości, jakie żywił Witold wobec tej dyscypliny w obowiązującej wtedy formie, to my nie jesteśmy krytykami i jedno możemy stamtąd wyciągnąć -
nie oglądajcie zbyt dużo wywiadów z autorami, wypowiedzi innych czytajcie tylko po to, żeby je próbować kompromitować swoją wersją lub po to ,aby swoją wersję wzbogacić, niech film będzie tym dokładnie, czym wam się wydaje - wtedy Melancholia i reszta filmów von Triera, jak sądzę, was zachwyci.nie szukajcie dodatkowych sensów, symboli, tylko zauważajcie te, które widzicie. powinno wystarczyć.
Problem tylko, jak wspaniałą i nieweryfikowalną wersję sobie ustalicie, by nie kończyć zachwytów uroczym : BO TAK!
jaki sens ma wtedy dzieło sztuki ? ależ przecież sens jest właśnie w tym - w uruchamianiu podświadomości i wyobraźni widza. perspektywizm i nieredukowalność odmienności ludzkich perspektyw muszą pokutować, toteż nie przejmujmy się innymi wersjami - chyba, że pozwolą one wzbogacić naszą własną.
tam do licha.
i nie konsultujcie się proszę w sprawach symboli, sytuacji w filmie w celu dojścia do jednej, logicznej ( kto u licha powiedział, że dominantą kompozycyjną (stylistyczną czy fabularną) dzieła sztuki jest logiczność? logika nawet, jak udowodnił w pewnym sensie Goedl, nie jest podstawą matematyki, a co dopiero filmów) wersji. Taki zbiorowy konsensus nie tylko nie jest więcej warty od pojedynczego, nawet najbardziej nielogicznego spojrzenia, ale jest w ogóle nic nie wart, bo wyszedł wam na drodze dyskusji, a nie na drodze oglądania filmu. Taki ,,ukonstytuowany'' symbol to byt całkowicie niezależny względem filmu - to mnie denerwuje. jeżeli ktoś czegoś nie zrozumiał - wtedy nie było w tym żadnego symbolu. Jeżeli chce widzieć więcej, niech poczyta o języku filmu, publikacje naukowe, akademickie. Ale jeżeli ktoś jest rozdarty, bo widział chyba jakiś symbol, tylko nie wie czego - to ten ktoś pozuje na kogoś, kim nie jest.Tak samo reaguję na recenzentkę, która piszę o ,,pseudofilozoficznych bzdurach'' - przecież von Trier niczego nie obiecywał, nie pogłębiał swego filmu na siłę, tylko tyle go pogłębiał, ile chciał. jeżeli recenzentka widziała we wcześniejszych jego filmach pseudobzdury filozoficzne (tak powinna napisać - to są jej nastawienia... ), to tylko dlatego, że boi się, że czegoś nie zrozumiała.A co najlepsze, to być może boi się, że nie zrozumiała sceny, w której nie było zupełnie n i c wielowymiarowego tudzież sens był cokolwiek prozaiczny. gardzę jej podejściem do tematu.
Urocza ta anegdota z Gombrowicza, ale stosując ją sam sobie zaprzeczasz. Przecież ci krytycy konstruowali właśnie swoje interpretacje, a Witold ich wykpił.
no więc właśnie dodałem wytłumaczenie, że on użył jej dla czegoś zupełnie innego, a ja do czegoś innego.stoi jak byk ( xD)
,,I choć to był argument w sprawie fatalnej kondycji ówczesnej krytyki literackiej i w ogóle wątpliwości, jakie żywił Witold wobec tej dyscypliny w obowiązującej wtedy formie, to my nie jesteśmy krytykami i jedno możemy stamtąd wyciągnąć ''
Gibraltar w 711 roku nawiedził berberyjski wódz Tarik, i choć to nie ma związku z tym co zaraz napiszę, to jedno możemy z tego wyciągnąć: nie wolno zastanawiać się nad obrazami Breugla, bo jest to zamach na autonomię interpretacji "melancholii", dowodem niech będzie teoria strun Hawkinga.:P