Przyznam szeczerze, że do obejrzenia filmy przymierzałem się kilka tygodni. Jakoś nie zachęcały mnie przeczytane recenzje i nie mogłęm sobie wyobrazić jak to może być składnie zbudoawne by działało.
Ale w końcu obajrzałem.
Cóż moge rzecz...Na pewno zgodze się z tym, iż jest to arcydzieło konstrukcji. Oryginalne, wcześniej nie spotkane, genialne. Oglądałem z wielkim zaciekawieniem.
Choć przyznam,ze czasem denerwujące było oglądnie tej samej sceny po raz trzeci :oP.
Fabuła jest wciągająca i nie należy do prostych, czyli taka jaką lubię najbardziej! :o) Początek będący zakończeniem wcale nie końcy filmu, co bardzo mi się spodobało :o)
Dużym minusem filmu jest dla mnie słaba gra aktorska :o(. I tu ponarzekam. Guy Pearce jest beznadziejny. Dysponuje wachlarzem tylko dwóch min i do tego manierą, ktora doprowadza mnie do szału. Widziałem go jeszcze w "Wehikule czasu", a tam było nawet gorzej...
Carrie-Anne Moss również nie powala na kolana. Jakoś mnie nie przekonuje, mam wrażenie, że mogłaby dać z siebie więcej przy odgrywaniu tej postaci.
Całość ratuje Joe Pantoliano, który fenomenalnie wczuwa się w postać i pokazuje reszcie na czym polega gra aktorska.
Lecz ogólnie oceniam film bardzo dobrze. Z pewnością szybko go nie zapomnę:o)