Zapowiadał się ciekawie....a przynajmniej żywiłam taką nadzieję gdy usłyszałam prezentację pierwszego dania i nawet się zaśmiałam. Prawie byłam skłonna wybaczyć te mizerne dialogi... . Ale puenta ostatniego kadru dopełniła słabość całego przedsięwzięcia. Można by rzec, że jedynym morałem jest: "Jedz fastfoody, bo tylko wtedy przeżyjesz" . I wcale nie pomijam wątku "Pogody dla bogaczy". Rozczarowanie.
"Jedz fastfoody, bo tylko wtedy przeżyjesz" - ojj strasznie spłycony wniosek :) Przeżyła, bo wzbudziła w Słowiku dawne uczucie szczęścia i radości z gotowania. Szefu sam przyznał, że już od dawna jego praca pozbawiona jest miłości i pasji. Margot widziała jego uśmiechnięte zdjęcie z burgerowni i postanowiła przywołać to uczucie w naszym pozbawionym nadziei bohaterze ;) Ograła mistrza. Samo sprowadzenie "Menu" do "Pogody dla bogaczy" jest moim zdaniem strasznym spłaszczeniem, bo gdyby do filmu nie podchodzić tak strasznie na serio to okazuje się, że jest on całkiem fajną satyrą. Żadne z niego arcydzieło ale na pewno nie jest fatalny.
Przyznaję Ci rację, że są tam momenty naprawdę dobre. Niemniej dla mnie przy owym potencjale zabrakło spójności.... jakiegoś mądrego połączenia, głębokiego i uniwersalnego przekazu... czegoś co nie zakończyłoby się żarliwym kęsem cheesburgera przez ...prostytutkę, która od początku była niezadowolona z tego, żer ogóle tam jest (i z kim jest). Zbyt prymitywny motyw uśmiercania jeden za drugim, psychopatycznych i obsesyjnych wątków, pomieszania zmysłów i gonienia za czymś niedoścignionym w zewnętrznej akceptacji... Postaci są nierzeczywiste, bo jednostronne. Albo kompletnie psychologicznie niekompatybilne. Sztuczne wręcz. Zbyt dużo dramaturgii i nadawania znaczeniu czegoś czego nie ma... Tworzenia czegoś z pustki. Momentami świetne... ale tylko chwilami, jakby dawało nadzieję... które okazywały się płonne. Coś w stylu pudełka z pięknie opakowanym prezentem, w którym nie ma nic. Szkoda.
Moim zdaniem po prostu Margot w końcu zrozumiała, że postępując logicznie nie zdoła wygrać z szaleńcem. Jedyny sposób to zagrać w jego grę i go przechytrzyć. Dlatego tak jak on najpierw klasnęła w dłonie, a potem udawała zwykłą klientkę baru szybkiej obsługi.
Skąd pewność że przeżyła? ;) Dla mnie zakończenie jest fantastycznie niejednoznaczne, mając w pamięci, co zostało powiedziane o tym mięsie ze spiżarni, jeśli skonsumuje się je później niż powinno ;)