Zgadzam się, że krytycy zatrzymują się na bardzo podstawowym poziomie odczytania, który w filmie w gruncie rzeczy zostaje nazwany wprost. Do mnie przemawia temat walki klas, ale pociągnąłbym go znacznie dalej. Kim jest sam Chef, jeśli nie uosobieniem totalitarnego autokraty, który doskonale wie, jak obłaskawić syte, egoistyczne wyższe sfery, dać im pozory wyjątkowości, by potem móc je wykorzystać do własnego nadrzędnego celu, jakim jest zemsta za niegdyś doznane niesprawiedliwości. Tak było z Hitlerem, Mussolinim, tak sytuacja wyglądała i z Putinem. Ludzie z jakimś poczuciem krzywdy i niesprawiedliwości podpalają świat, wpierw dając wyższej klasie się nażreć, by uśpić ich czujność i potem, nęcąc obietnicą kolejnych wyszukanych wspaniałości, zaciągnąć w pułapkę, z której nie będzie już ucieczki.
Zatem dla mnie to grubo ciosana, ale całkiem jednak zgrabna i zabawna satyra na sytuację, w której ekonomiczne różnice stają się tak wielkie, a snobizm wyższych klas tak groteskowy, że od tego momentu już tylko iskra dzieli wszystkich od przemocy i dramatu. Taka rozrywkowa wersja Zmierzchu bogów.