Z filmami sensacyjnymi bywa roznie. Wiekszosc to bezmyslna mlocka oparta tylko na efektach specjalnych i sztampowych scenariuszach, ktore sa tylko pretekstem to puszczenia w ruch amunicji i ladunkow wybuchowych. Tutaj jest troche inaczej - w duzej mierze dzieki swietnej kreacji Johna Travolty. 
Nigdy nie bylem wielkim fanem Travolty, ale tutaj mu trzeba przyznac, ze przy tworzeniu postaci Rydera, odwalil kawal dobrej roboty. Stworzyl bohatera wielowymiarowego i chociaz jest to czarny charakter, to w pewnym sensie wzbudzajacy sympatie. Z czasem mozna zaczac sie zastanawiac ile tak naprawde rozni Garbera i Rydera, i czy ten drugi tez nie byl ofiara systemu? Ale wiecej pisac nie bede,zeby nie spoilowac. 
 
Film rzecz jasna nie jest wolny od bledow i pozbawiony swoistej "amerykanskosci", ktora szczegolnie czesto wylazi w filmach sensacyjnych, niemniej przyjemnosci z ogladania mi to wcale nie popsulo i chociaz szedlem do kina z lekka niepewnoscia, wychodzilem absolutnie zadowolony. 
Jak dla mnie 8/10,bo mimo,ze film dobry, to do obejrzenia chyba jednak tylko na raz.