świetnego filmu z lat 70. Dowcipne dialogi zamieniono w stos fuck'ów, eleganckie zdjęcia w irytujący montaż, znakomitego, opanowanego Roberta Shawa na wrzeszczącego Travoltę. Unowocześniono scenariusz, przy okazji obarczając go masą głupot i idiotyzmów, zniszczono połowę napięcia, zapomniano rozwinąć postaci bandytów a wszystko okraszono jedną z najsłabszych ścieżek dźwiękowych roku 2009. I po co? Dla garści dolarów? Nie szkoda panu oryginału, panie Scott?