Jeden z najciekawszych filmów Johna Carpentera. Nie jest to może szlagier w stylu jego najlepszych filmów grozy („Halloween”, czy „Coś”), ale to wciąż nastrojowe kino lat 80, którego nawet dziś mogą pozazdrościć twórcy horrorów (patrz - będący mistrzostwem żenady remake z 2005 roku).
Klimat, gęstniejący niczym mgła z minuty na minutę powinien zadowolić każdego, tym bardziej, że John stosuje mocno wysublimowane straszenie, gdzie sam element grozy jest niemal w całości niewidoczny.
Żałuję tylko jednego. Miałem nadzieję, że Carpenter popuści jednak wodzy fantazji i zafunduje widzowi wyjątkowo nieprzyjemny finał. Ten, nawet pomijając tradycyjne dla niego „pół-otwarte” zakończenie, nie wykazał się niczym szczególnym, gdzie koniec rozmywa się w przewidywalności. Trochę szkoda…
Moja ocena - 6/10
bez obrazy, ale szlagiery to śpiewa niezapomniany Mieczysław Fogg...:) a najlepsze filmy Carpentera to klasyki filmu..."Mgła" jest perłą w koronie w jego dorobku...