przymusowy seans z cyklu: oto rodzaj ludzki na sześć godzin dziennie od poniedziałku do piątku uwalnia się z kleszczy lęków i odrazy wysyłając w moją stronę swoje małe i oślizgłe, błądzące po omacku macki potocznie nazywane swymi dziećmi, czyli:
z dialogów prawdziwych żywiołów w czasie seansu ciekawszych niż sam seans:
dialog numer jeden, przed filmem:
(przybiega żywiołowy żywioł numer jeden chwilowo ukrywający się pod wszystko mówiącym kryptonimem honorata, lat siedem, aby naskarżepycić na inny żywioł, lat sześć)
- prosze pana, prosze pana, ten chłopiec powiedział brzydkie słowo.
- na jaką literę?
- na Ł.
- jakie to słowo?
- fak.
dialog numer dwa, po filmie:
(przybiega żywiołowy żywioł numer dwa chwilowo ukrywający się pod wszystko mówiącym kryptonimem zuzia, lat sześć, aby naskarżepycić na tamten sam żywioł, lat sześć)
- prosze pana, prosze pana, tamten chłopiec znowu powiedział brzydkie słowo.
- na jaką literę?
- na Z.
- jakie to słowo?
- zamknij ryj.
i jak tu nie kochać pociesznego pięćsetplusa?
kurtyna.
Chłopie oglądałeś to na kwasie, czy posiadasz iloraz inteligencji na poziomie paprotki?
czołem, czołem und herzlich willkommen przyjacielu, żadnymi słowami nie oddam tego jak bardzo się cieszę, że jesteś, że żyjesz, że wpadłeś!
uwaga ciekawa, jakkolwiek chybiona, bo przecież w ogóle nie jest to tekst o filmie, a o oglądaniu żywiołów innego rodzaju jest to rzecz przecież. przytoczyłem rozmowy dzieci z którymi byłem na seansie. dzieci, wiesz, takie małe ludziki o twoich rysach.. wiesz co to są dzieci, prawda?
chyba że chodzi ci o cyfrę?
tam jakieś chwilowe załamania się obrazu bądź krzywej wskutek konsumpcji substancji wyżej wymienionej na linii czytania tekstu ze zrozumieniem nastąpiły czy taki zwyczajowy odurodzeniowy bulwers pospolity to jest?
(na powyższe pytania proszę nie odpowiadać, to były pytania retoryczne)