Z dużej reklamy o "najstraszniejszym horrorze 2016 roku" pozostało tylko politowanie nad twórcami tego gniota i tych, którzy go reklamowali. Jak zwykle Francuzi robią filmy dla ludzi o IQ poniżej poziomu depresji, w dodatku z tragicznym aktorstwem. Scenariusz, fabuła, dialogi - jedna wielka żenada. Horror? Tak, horror... Jeśli chodzi o to jak durnymi ludźmi są francuscy studenci i na jak niskiej gałęzi siedzą na drzewach - to rzeczywiście horror. A jeszcze większy, jeśli wszyscy Francuzi są tacy. W co zaczynam wierzyć, bo jeśli w filmach mają wszystkich widzów za kompletnych idiotów, to niech lepiej nagrywają dla szympansów w Afryce... Zresztą i tak pełno ich do siebie sprowadzili.
Bezczelne chamstwo, a nie film.
Dziękuję za uwagę.
Mhm, w ten sposób można opisać KAŻDY z tytułów w bazie filmwebu. Jakieś konkrety i argumenty?
Przeczytałam kilka Twoich wypowiedzi na forum pod tym tytułem i za każdym razem operujesz tym samym schematem: kilka inwektyw wobec francuskiego kina, okrągłych słów w rodzaju "tragiczne", "żenada", "chamstwo", których ani nie rozwijasz, ani nie popierasz żadnymi choćby krótkimi argumentami, nie przywołujesz żadnych elementów filmu, czy to fabularnych, czy formalnych (po prostu nie potrafisz zrecenzować filmu, czy inaczej zbudować popartej argumentami wypowiedzi, wyrażasz tylko prostą opinię pełną mocnych, ale pustych określeń, którą można z jednakowym powodzeniem podsumować JAKIKOLWIEK wyprodukowany film). Dziękujemy za podzielenie się z nami tymi "refleksjami", ale ich wartość merytoryczna jest znikoma. A teraz, gdy ktoś zwraca Ci na to uwagę, przerzucasz na niego ciężar dowodu, że film jest taki czy inny, bo zwyczajnie Ci się nie chce, taki z Ciebie leniwy krytyk. Dyskusja na poziomie jest z Tobą niemożliwa, stąd w prosty sposób pytam, dlaczego film nazywasz bezczelnym chamstwem. Ja mogę tak nazwać choćby takich "Piratów z Karaibów", ale jeśli nie doprecyzuje, co mam na myśli, skąd te zarzuty i dlaczego jego poziom mnie obraża i tak dalej, to moją opinią można się co najwyżej podetrzeć. Internet przyjmie wszystko, ale borze szumiący, szanujmy się.
Ups, dalej nic o filmie, poza tym, że gniot. Człowieku, strzelasz samymi ślepakami - po pierwsze nie piszę o Tobie, tylko Twoim sposobie komentowania filmów (rozumiem, że poziom meta to dla Ciebie za duża abstrakcja), po drugie całkowicie popieram Twoje zdanie o 'Zjawie", więc pudło, a co trzeciej rzeczy - "Piratów"... zerknęłam do Twoich ocen przed napisaniem tych kilku zdań powyżej, jakoś przewidując, że dasz się sprowokować. Nic tu po mnie, bo zrobiło się bardzo przewidywalnie, łącznie z apostrofą, którą otworzyłeś swoją odpowiedź.
Odpływam w te miejsca filmwebu, w których można merytorycznie podyskutować.
No co o filmie? A Ty co o filmie? Jeżeli go oceniłem na 3 to czego się spodziewasz? Nawet nie ma czego analizować, bo to slasher z którego usiłujecie zrobić arcydzieło. Ja przeczytałem kilka rejencji ludzi udających "miłośników" "Raw" i szczena mi opadła. No bo jakie były argumenty? Np., że to był "piękny cudowny, podniecający" :). Zapomnieliście dodać, że jak "Przeminęło z Wiatrem" :). Albo jeden pisze, że to groteska. Inny, że horror. Następny zaprzecza - to nie horror :). Tymczasem groteska to właśnie "Piraci z Karaibów' - pełny szacunek do widza, sztuka we wszelkich aspektach, zero oszustwa. W "Raw" nie było groteski. Zamiarem miał być płytki slasher nastawiony za kasiorkę od gimbazji, a dzięki sporej reklamie jako "horror "wszechczasów" otrzymał miano kina "ambitnego". Tak się robi z gniota relewancję. Ja mogę bez końca intelektualnie rozmawiać o "Obcym", ale nie o "tym" - bo "Raw" mnie obraża.
Dobra, zacznijmy od podstaw, czyli ustalenia granic znaczeniowych pojęć, którymi się posługujemy. Slasher to horror, którego fabuła cechuje się takimi elementami jak: wyraźnie zarysowany bohater, zazwyczaj w jakimś stopniu odrażający fizycznie i chory umysłowo; znikający jeden po drugim w niewyjaśnionych i bardzo brutalnych okolicznościach bohaterowie; a także nadmiar prezentowanej na ekranie eksplicytnie przemocy. Patrz: "Teksańska masakra piłą mechaniczną" czy "Dom tysiąca trupów". Tymczasem w "Mięsie" brak posiadającego powyższe cechy dystynktywne protagonisty, nie prowadzimy wyliczanki mordowanych jak na taśmie produkcyjnej w ubojni bohaterów i poza może trzema scenami (zjedzenie palca, bójka sióstr i autoagresywne zwieńczenie sceny erotycznej ze współlokatorem - które i tak nie epatowały przemocą) trudno znaleźć tam obrazy, które w ogóle mogłyby na jakiejkolwiek płaszczyźnie nawiązywać do gatunku, który tu zdiagnozowałeś.
Dużo mocniejsza od wszelkich ekranowych przejawów kanibalizmu wydaje się raczej scena depilacji, która pokazuje, jakim tresurom poddaje się dziś kobiece ciało, jak również sceny obrazujące dolegliwości skórne Justine - bo to najbliższe nam elementy naszej fizyczności czy fizjologii, które na co dzień niby przed resztą świata głęboko skrywamy, podczas gdy paradoksalnie to wobec nich owa reszta świata wystosowuje bardzo restrykcyjne nakazy i zakazy.
Przemoc, niezbędny składnik slasherów, jest w "Mięsie" symboliczna, nie dosłowna i łopatologicznie rzucona między oczy. Dlatego film nie daje się łatwo sklasyfikować, jest gatunkowo zbyt eklektyczny jak na zwyczajny horror. To nie wada, a zaleta filmu - choć próbujesz z tego uczynić zarzut zarówno wobec reżyserki, jak i krytyków, którym się podobał i którzy nie mogą się zdecydować, jaką łatkę mu przykleić. Groteska także tu pasuje - bowiem zawiera humor, a jego też w "Mięsie" nie brakuje, choć głównie bywa czarny.
To nie jest film wolny od niedociągnięć, ma sporo dość łopatologicznych metafor (np. spętany koń na bieżni), ale nawet te proste próbują tam coś znaczyć, bo wszystko, poczynając od samego kanibalizmu, nie jest tam tym, czym się wydaje na pierwszym, podstawowym poziomie odbioru (czyli po zadaniu sobie pytania: o czym to jest?). Nie wiem, czy jest podniecający, ale na pewno inteligentny, zdecydowanie za bardzo jak na (teraz już świętej pamięci) gimbazę, która takie filmy ocenia raczej nisko, właśnie za brak eksplicytnej przemocy, jump-scare'ów w postaci wyskakujących z szafy trupów, nagłych zwrotów akcji i warkotu pił do cięcia kończyn.
Teraz uwagi na marginesie, choć równie istotne. Możesz wskazać w moich wypowiedziach miejsca, w którym pisze o tym filmie jako o arcydziele? Do tego momentu właściwie nic o nim nie napisałam, poza tym, że zadałam Ci kilka konkretnych pytań o to, dlaczego posługujesz się ogólnikami i nie podpierasz swoich tez. Ja zwracam się tylko do Ciebie, Ty zaś robisz ze mnie podmiot zbiorowy i projektujesz na mnie wszystkie swoje frustracje wywołane czyjąś pozytywną oceną filmu. Pomijam, że w odpowiedzi na moje pytania zaczynasz obrażać i się nadymać, przywołując ironicznie jakąś "inteligencję" i inne abstrakcyjne konstrukty. Czy ja obrzucam Cię gdzieś wyzwiskami? Na dodatek nie czytasz moich wypowiedzi, zanim zaczniesz szykować na nie riposty, albowiem nie dostrzegasz, że użyte przeze mnie czasowniki mają określony rodzaj gramatyczny.
Boże... Wy snoby naprawdę nie macie za grosz godności? Wróć do stopki o filmie i przeczytaj jeszcze raz jakiej produkcji jest ten film... Ręce opadają.
"Jeśli chodzi o to jak durnymi ludźmi są francuscy studenci i na jak niskiej gałęzi siedzą na drzewach - to rzeczywiście horror. A jeszcze większy, jeśli wszyscy Francuzi są tacy." Powtórzę się - Belgia, nie Francja. Na filmie zostali przedstawieni belgijscy studenci i dla Twojej świadomości - nie, Belgijscy studenci się tak nie zachowują. To jest film:) "...elle intègre une école vétérinaire en Belgique, où sa sœur aînée, Alexia, est également inscrite". To jedno, a drugie - trochę szacunku. Ja miłością polaków nie darzę ale nie mówię o nich w tak chamski i cyniczny sposób.