Miłość i wojna

In Love and War
1996
6,8 4,5 tys. ocen
6,8 10 1 4531
5,8 4 krytyków
Miłość i wojna
powrót do forum filmu Miłość i wojna

Richard Attenborough postanowił opowiedzieć o Hemingway'u, młokosie, uczestniku wojennych zmagań. Młodziutki, zaledwie 18-letni Ernie zapragnął zasmakować wojenki. A że miał problem z okiem, nie mógł liczyć na zbyt dużo. Pozostała mu do odegrania rola wojennego korespondenta. W końcu jednak zdarzył się cud i Hemingway mógł zdobyć się na heroiczny czyn w trakcie którego został poważnie ranny w nogę. Trafił do szpitala. Groziła mu amputacja nogi. Dzięki Agnes von Kurowsky, troskliwej pielęgniarce walczącej do samego końca o swojego pacjenta, do amputacji nie doszło. Młody Hemingway stopniowo powraca do sił. Zaczyna żywić coraz silniejsze uczucie do starszej od siebie o 8 lat Kurowsky.

Opis fabuły brzmi banalnie. I rzeczywiście "Miłość i wojna", to melodramat przeznaczony raczej dla romantyków. Cynicy mogą się dusić podczas seansu. A jednak jest w tym filmie coś, co sprawia, że można go przełknąć. Attenborough postanowił zrealizować swój film w bardzo klasyczny sposób. Czuć ducha starego kina. "Miłość i wojna", to melodramat bardzo romantyczny. Na szczęście nie ma w nim aż tak dużo ckliwości i patosu, jak można się spodziewać po filmie zatytułowanym tak pompatycznie. I nawet Sandra Bullock, która jest aktorką z bardzo ograniczonym wachlarzem aktorskich umiejętności, sprawuje się w tym filmie w miarę znośnie. Może więcej mógłby pokazać Chris O'Donnell, ale nie miał z czego pociągnąć swojej gry. Jednak trzeba przyznać, że w końcówce, kiedy akcja ma miejsce na werandzie, spisał się nad wyraz dobrze.

Dwie sceny utkwiły mi w pamięć. A właściwie trzy. Pierwsza, gdy pewny siebie Hemingway w towarzystwie Agnes i swojego rywala do jej serca, stwierdza, że Agnes, to on już dawno sprawdził w łóżku. Agnes odwraca się, idzie w stronę Ernie'go, zatrzymuje się i... Nietaktowne zachowanie zostało ukarane. Kolejna scena, to Agnes na drabinie i stojący niżej Hemingway, gmerający ręką pod jej pielęgniarskim uniformem. Czego szukał? Długich nóg? Jędrnych ud? A może liczył na więcej? Mało romantycznie, nieprawdaż? A nawet odrobinę drapieżnie. W każdym bądź razie, całkiem pomysłowa scena. Agnes mimo, iż zwraca Ernestowi uwagę, nie broni się zbyt mocno. Takie przyzwolenie ze strony kobiety zawsze musi coś oznaczać. W przypadku Agnes, niewątpliwe oznacza, że Hemingway nie jest jej obojętny. Trzecia scena jest niezwykle romantyczna. Choć sceneria, to... obskurny burdel. Ale przecież na wojnie nie zawsze można liczyć na komfortowe miejsce miłosnej schadzki. A zatem, Agnes i Ernest w niezbyt przyjemnym dla oka miejscu, tańczą nago wpatrzeni w siebie. Attenborough pokazuje całą scenę ze wspaniałym wyczuciem i niezwykłą subtelnością.

Oglądać "Miłość i wojnę", czy nie oglądać? I tak, i nie. Realizacja jest bardzo klasyczna, a reżyseria stoi na solidnym poziomie, co się niewątpliwie chwali. Niestety, treść nie należy do wiekopomnych. Brakuje w tym filmie większej intensywności. Zdecydowanie przydałoby się znacznie ciekawsze ujęcie całej opowieści. Główne role mogły zostać lepiej napisane i obsadzone (mam na myśli głównie Bullock, bo O'Donnell jest rześki, zuchwały i uwodzicielski, a pod koniec naprawdę nieźle pokazał zgorzkniałego pisarza ze szklaneczką w ręku). Wadą jest również tymczasowe zniknięcie Hemingway'a z ekranu (wówczas musimy śledzić dość nudny wątek Agnes i jej pobytu we Włoszech). Mógł sobie także Attenborough śmiało darować końcowy głos Agnes z offu, wyjaśniający dlaczego Hemingway ostatecznie odrzucił jej miłość. "Miłość i wojna" są jednak całe lata świetlne za "Angielskim pacjentem". Za to z pewnością lepiej jest obejrzeć "Miłość i wojnę" niż inny, znacznie mniej udany melodramat Attenborougha, "Znak miłości".