Frankie Lymon był nie tylko wyjątkowo utalentowanym muzykiem, ale i fascynującym mężczyzną. Miał trzy żony, które dowiedziały się o swoim istnieniu, gdy zaczęły starać się o prawa do artystycznej spuścizny po mężu. Każda z nich twierdziła, że jest jedyną prawowitą spadkobierczynią. We wszystkich przypadkach jakaś drobna przeszkoda natury prawnej uniemożliwiała zainteresowanej zagarnięcie spadku. W końcu panie uznały, że na nic kłótnie i spory, że muzyka ich byłego męża jest najważniejsza i znalazły wreszcie prawny konsensus.