Właśnie wróciłem z seansu i szczerze nie wiem co o tym filmie myśleć. Jestem osobą młodą, ale zawsze interesowałem się historią powstania i takie przedstawienie go przez Komasę... było dziwne. W ogóle nie mogę zidentyfikować się z głównym bohaterem, który nie odzywa się przez 1,5 godziny... Nie rozumiem niezdrowej fascynacji Biedronki i Kamy Stefanem - za co one go aż tak pokochały? Dlaczego ten Niemiec nie zabija Stefana w scenie w szpitalu?
Oczywiście film miał swoje mocne momenty, jak choćby wybuch tego "czołgu", ale i tak, moim zdaniem, wyparte zostało to tą kiczowatą sceną pocałunku i komputerowymi kulami, które latają dookoła bohaterów :/
A jakie są wasze odczucia?
A zgadzacie się ze stwierdzeniem, że jest to najlepszy film o Powstaniu, od czasów "Kanału" Wajdy?
Film jest wysokobudzetowy wiec na a na starcie pewna przewage konkurencyjna ale mnie bardziej wciagnely Kolumbowie a nawet mikrobudzetowy teatralny Czwart y dzien
ciężko powiedzieć. pod względem rozmachu i efektów specjalnych - tak, ogólnie - chyba nie
A zaraz dobrze rozumiem- czyli Stefan puka Kamę bedąc w związku z Biedronką? Sorry, ale co tu może wzruszać? całkowicie spieprzony scenariusz?
człowieku jak ty się odnosisz do ludzi?
poza tym taki jesteś pewny swoich racji, a w połowie nie wiesz o czym piszesz. np. w tym wypadku to książka powstała na bazie scenariusza a nie odwrotnie
pocalunek faktycznie wyrwany wogole z kontekstu jak jakies fantasy by sie załączylo...widac taka wizja rezysera. to samo kuloodporna kama na koncu- z czego ona byla ze jej nie rozerwalo?
Ale warto wybaczyc te niedociagniecia
Podobnie. Poniżej rozwinięcie tematu:)
Miałam duże oczekiwania co do tego filmu. Ogrom pozytywnych recenzji zachęcił mnie do wybrania się do kina. No i mam mieszane uczucia. Faktycznie niektóre obrazy i sceny mam w głowie do dziś. Ale mimo wszystko nie mogę powiedzieć, aby Miasto44 wbiło mnie w fotel. Większość pozytywnych opinii bazowała na zachwycie nad bardzo realistycznym przedstawieniem powstania. I tu właśnie mam spore zastrzeżenia. Naprawdę to jest realizm? Zacznę do tego, że główni bohaterowie nie byli dla mnie autentyczni. Nie bardzo wierzę w Biedronkę, Stefana i Kamę. Aby przeżywać dramat bohaterów trzeba najpierw zobaczyć w nich ludzi z krwi i kości. Tego mi zabrakło. Dla mnie te postaci były płaskie, papierowe. Samo powstanie w dużej mierze było przedstawione autentycznie, ale jednak pojawia się pewne ALE. Sceny w stylu a la matrix mnie nie przekonały. Zwłaszcza scena pocałunku Stefana i Biedronki. No, jak błagam, nawet jak się nie jest zawodowym żołnierzem, tylko cywilem po łebkach przeszkolonym do walki, to chyba jednak nie wpada się na pomysł pocałunku na linii ostrzału. Ta scena była nierealna i kiczowata. Stefan biegnący pod ostrzałem po cmentarzu, a w tle Niemen też budziła mój zgrzyt zębów. Zakładam, że jak lecą kule i rakiety to wszystko odbywa się tak szybko, że człowiek nie wie co się dzieje, a nie, że może sobie oglądać wybuchy w zwolnionym tempie. To nie był autentyzm, to było pokazanie ,że też możemy zrobić fajne efekty specjalne. Tak mamy takie możliwości, ale co z tego jak czasem brak w tym logiki? No choćby Kama ginąca od wystrzału z czołgu. Nie dość, że nie powinno nic z niej zostać to jeszcze sobie potem ładnie zamienia parę zdań ze Stefanem. No a ten czołg to co? To sobie dalej stoi i czeka, aż się pożegnają? Że już nie wspomną o tym jakim cudem Biedronka i Stefan po wyjściu z kanałów tak się pięknie umyli, a Kama doprowadziła swoje włosy do czystości i puszystości. Gdzie? Jak? W Warszawie w której zaczynało brakować wszystkiego? No i cudowne ozdrowienie Stefana. Dostał w bark, ale już po kliku tygodniach bez żadnego wysiłku biegał z bronią, a po ranie został my tylko duży strupek. Ja wiem, że to film, nie dokument, ale jak można nie dopracować takich szczegółów? To takie małe detale wpływają na wiarygodność odbioru. Niestety, ale Miasto44 nie dorównuje ani odrobinę Kanałowi, czy Kolumbom. Ze współczesnych mocnych filmów to mi wystarczyła pierwsza scena w Róży, aby zobaczyć czym było powstanie. W filmie chodzi o emocje, a ich nie trzeba wywoływać nawet najlepszymi efektami specjalnymi. Wystarczy, aby widzowie uwierzyli w opowieść. Ja w Powstanie Warszawskie, które jest jak z gry komputerowej po prostu nie wierzę.