Miasto Boga

Cidade de Deus
2002
8,0 174 tys. ocen
8,0 10 1 174348
8,0 38 krytyków
Miasto Boga
powrót do forum filmu Miasto Boga

Napisałem dzisiaj, co sądzę o "Nienawiści" M.Kassovitza. Teraz przyszedł czas na "Miasto Boga" w reżyserii Fernando Meirellesa i Katii Lund. Oba tak podobne, a jednocześnie tak odmienne. Oba pokazują życie najbiedniejszych warstw społecznych. I w jednym i w drugim mamy obraz getta, przemoc i degradację człowieka. Jakże różne są to jednak ujęcia. Porównanie tych dwóch filmów świetnie obrazuje odmienność kulturową, mentalną i społeczną pomiędzy Europą, a Ameryką Łacińską.

Przede wszystkim Meirelles i Lund przekładając wspomnienia Paolo Linsy(wychowanego w brazylijskich fawelach) na język filmu skupili się głównie na samym opisie i prezentowaniu życia w dzielnicach biedoty. Oczywiście ktoś powie, że jest przesłanie: "Nawet z największego bagna można się wyrwać" (co udowadnia główny bohater, chłopiec o przezwisku Rakieta), ale tego w żadnym razie nie można utożsamiać z jakimkolwiek balastem ideologicznym, a już na pewno nie tak widocznym, jak ma to miejsce w filmie Kassovitza. Tutaj widzimy świat w kolorach (swoją drogą, czy ktoś podjąłby się ukazania brazylijskiej rzeczywistości w czarno - białych barwach?). Kolory te jednak nader często łączą się z krwistą czerwienią. Miasto Boga usłane jest trupami, bo w brazylijskich fawelach za spust naciska się bez większych rozterek wewnętrznych. Co więcej, naciska się bardzo wcześnie. Niektóre sceny, porażające epatowaniem przemocą, powodują, że człowiek z niedowierzaniem kręci głową. Czy dziecko może zabić inne dziecko? Czy ulica może być aż tak brutalna? Myślę, że zanim udzieli się odpowiedzi na te pytania należy wziąć poprawkę na wspomniane przeze mnie wcześniej różnice kulturowe. Nie widzę powodów, aby wątpić w to, że tak właśnie wyglądają realia w brazylijskich dzielnicach biedoty.

"Samba na dnie piekła" - te słowa świetnie oddają żywiołową pogoń za śmiercią. Pod błękitnym niebem, uśmiechniętym słońcem, w sąsiedztwie bardziej luksusowych dzielnic (których w filmie jednak nie zobaczymy) rozgrywa się dramat tysięcy ludzi. Ten dramat jest czymś oczywistym tylko dla nas, dla nich jest to po prostu życie. Ale czy aby na pewno? Czy jest to pełna dehumanizacja, zezwierzęcenie? Miasto Boga jest w istocie piekłem, ale nie wszyscy chcą w nim zostać, nie wszyscy chcą podążać krwawym szlakiem wytyczonym przez innych. Zostawmy miejsce dla tych, którzy chcą się wyrwać, jak Rakieta albo Bene - wyjątki w bezmyślnej spirali przemocy, która będzie zataczać nieustannie koło. Bo gdy śmierć zabierze starych wyjadaczy (czyt. dwudziestokilkuletnich) przyjdą nowi, kilkunastoletni.

Retrospektywna forma to duży plus tego filmu. Narratorem jest wspomniany wcześniej Rakieta i to właśnie on przedstawia nam poszczególne wycinki wydarzeń, które miały miejsce w brazylijskich fawelach w latach 60, 70, 80. Co najważniejsze scenariusz został napisany na tyle sprawnie, że pozowlił uniknąć w znacznym stopniu scen przewidywalnych, dlatego też każda opowieść Rakiety przykuwa uwagę i w żadnym razie nie nuży.

W końcu należy wspomieć o grze aktorskiej w "Mieście Boga". Większa część ról w filmie została odegrana przez prawdziwych mieszkańców faweli. Ich dialogi były w dużej mierze improwizowane, czego nie zdołałem wychwycić w czasie seansu. Zagrali z zaangażowaniem pełnym autentyzmu. Jedynie rola Rodrigueza mnie nie zachwyciła, chociaż z drugiej strony, czy człowiek stłamszony przez otaczającą go, brutalną rzeczywistość może się wyróżniać, odznaczać czymś, manifestować swoją wewnętrzną odmienność? Taki jest właśnie Rakieta. Zamknięty w sobie, nieufny, uciekający przed szaleńczym piekłem faweli.

"Miasto Boga" to obraz świetnie zrealizowany i dobrze przedstawiony, a jednak...śmierć na ekranie tak szybko przyzwyczaja do siebie. Czasami przechodzimy obok wylewanych hektolitrów krwi beznamiętnie, czasami pojedyncza śmierć powoduje większe poruszenie. Myślę, że taki film przede wszystkim powinien wstrząsnąć. Wstrząsnął, a jednak męcząca jest świadomość, że poruszyła tylko śmierć nielicznych w tym filmie. I w gruncie rzeczy nie wiem, czy nie bardziej sugestywne i przejmujące jest kino, gdzie ginie jeden człowiek (patrz: "Nienawiść" Kassovitza), aniżeli obraz rzeczywistości zasłanej trupami. Pozostaje tylko pytanie, czy ten ostatni obraz nie jest prawdziwszy...

Macabre

/"'Miasto Boga' to obraz świetnie zrealizowany i dobrze przedstawiony, a jednak...śmierć na ekranie tak szybko przyzwyczaja do siebie. Czasami przechodzimy obok wylewanych hektolitrów krwi beznamiętnie, czasami pojedyncza śmierć powoduje większe poruszenie."/

Spójrz na to z innej strony, być może własnie takie było założenie twórców filmu - czyż w ukazanym mieście śmierć człowieka nie jest czymś normalnym, zwykłą codziennością? Tak jak na ekranie, tak i w życiu: przyzwyczaja do siebie. I gdy już się przyzwyczajamy przychodzi otrzeźwienie w postaci fenomenalnej sceny finałowej (z pozoru zwykłej, w rzeczywistości naprawdę wstrząsającej i niestety bardzo prawdziwej). Świetne zwieńczenie znakomitego filmu.