Współczesne kino ukochało sobie zgorzkniałych cyników jako głównych bohaterów. Pewnie dlatego, że kruszenie ich kamiennych serc zawsze zajmuje sporo czasu i stanowi niezłą ekspozycję dla dramatów. Z podobnego założenia wychodzi Fabienne Godet. Za narratora historii wybrała ona Antoine'a Dumasa: gościa, który nienawidzi życia. Od początku polubią go jedynie zrzędy, którym jego riposty wydadzą się zabawne. To gość szczery do bólu i okazujący uczucia jedynie małemu Matéo, którego traktuje jak własne dziecko. Z czasem bohater zaczyna przechodzić powolną metamorfozę za sprawą studentki mieszkającej naprzeciwko...
Wydaje się typowym love story? Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana niż myślicie. Relacje między postaciami są zawiłe, a mniej dociekliwi widzowie zupełnie ich nie zrozumieją, mimo że sugestii tu nie brakuje. To zresztą dobry sposób by snuć tę opowieść, bo trochę tu wątków obyczajowych zdolnych do obrażenia uczuć widzów wrażliwych względem pewnego typu zachowań ;) Jeśli ktoś nie jest wnikliwy potraktuje ten film jako melodramat. Jeśli jest wręcz przeciwnie, znajdzie wszystkie odpowiedzi, ale też niewiele na tym zyska. To nie jest bowiem kino psychologiczne. Raczej ballada o ludzkiej niedoli odwołująca się do naszego poczucia empatii. Przed seansem zaopatrzcie się w paczkę chusteczek.