Witam!
Właśnie zobaczyłem ten beznadziejny film.
Ok no może jest w miarę dobry ale dla kogoś kto nie czytał książki.
Po co oni pozmieniali tyle faktów, które w książce budują cała fabułę wiarygodnie i sensownie a w filmie to ... porażka. sama relacja między głównymi bohaterami jak i wejście Lisbeth do "akcji" była zupełnie inne.
Właściwie to beznadziejna interpretacja zarąbistej książki.
Rozumiem, film to nie książka i trzeba trochę pozmieniać ale po co zmieniać sens głównego wątku? U Stiega wszystko jest logiczne.
Zgadzam sie w 100%.
Niestety wiele watkow pominieto a jeszcze wiecej zmieniono ale ciezko byloby zmiescic dosc obszerna ksiazke w jednym filmie.
Rowniez zawiodlem sie na tym filmie poniewaz ksiazka mnie bardzo wciagnela i pozostawila pozytywne wrazenie.
Film dla mnie na 5/10
Film obejrzałem po przeczytaniu książki i odnoszę wrażenie, że millennium I jest jednym z tych przypadków, gdy wiele się traci poznając jedynie adaptację. Potwierdza to masa wpisów w rodzaju tych, z których wynika że dla niektórych historia trąci myszką a zachowania bohaterów są nieracjonalne. Jestem przekonany, że znakomita większość tych osób zmieniłaby zdanie, gdyby znała książkę.
Teraz do meritum:
uważam, że książka jest wydarzeniem.
uważam, że film jest dobry (7/10).
uważam, że większość zmian wprowadzonych przez filmowców się broni.
uważam, że nazywanie filmu 'beznadziejną interpretacją' jest nadużyciem.
uważam, że mamy do czynienia z dobrym ufilmowieniem złożonej, wielowątkowej opowieści.
Myślę, że każdy może odbierać film inaczej. To normalne. Jednak moja ocena to 5/10 (ok). Może dlatego, że pod koniec już się mocno męczyłem.
niestety, zgodzę się z większą częścią wypowiedzi.
zwłaszcza, cytując: 'Po co oni pozmieniali tyle faktów, które w książce budują cała fabułę wiarygodnie i sensownie '
początkowo bardzo raziły mnie wprowadzone, w stosunku do powieści filmowe zmiany. brak związku z Eriką. pominięta Cecilia, wspomnienia Mikaela, Anita, itp. a przez to stawał sie przewidywalny (chociaz może oderbałam go tak przez wcześniejsza lekturę).
ale te wszystkie 'mankamenty' nie zmieniają faktu, że jednak jako osobny film jest bardzo dobry, utrzymuje poziom, napięcie.
od mniej więcej połowy przestałam zwracac uwagę na rozbieżności i udało mu mnie wciagnąc.
Film jest bardzo dobry pomimo pominietych kwesti, i tak wiadomo o co chodzi. Nigdy nikt nie nakrecił i pewnie nie nakreci filmu, który w conajmniej 90% zawierał by to samo co książka. Zreszta niesadze, zeby komukolwiek chciało by sie tak długi film ogladac. Mi nie przeszkadzały pominiete fakty. Uwazam, ze nakrecajac go wykonali kawał dobrej roboty.
Nie zgodzę się z tym, że 'Nigdy nikt nie nakręcił filmu, który co najmniej w 90 % zawierał by to samo co książka ' Przykład ? "Podziemny krąg" film w 90 % oddaje to co zawiera książka. Co do głównego tematu to zgadzam się z założycielem, że fabuła mocno ucierpiała na zmianie, aż tylu wątku, poza tym film nie ukazał związku między z Lisbeth, a Mikaelem tak jak zostało to pokazane w książce, nie podobało mi się też to jak została przedstawiona sama Lisbeth, w książce jest szalenie inteligentna, bystra, nie potrzebuje niczyjej pomocy, genialna hakerką, która kradnie ponad dwa miliardy koron z konta Wennerstroema, w sposób nie do wykrycia. Natomiast w filmie, ciągle potrzebuje pomocy przyjaciół hakerów, w spotkaniu z Bjurmanem wygląda na bezradną, natomiast w książce jest wyjaśnione że to była tylko jej poza by ten uznał ją za tępą. Mikael przedstawiony w filmie to też dla mnie zupełnie inna postać niż z książki, w książce pewny siebie, charyzmatyczny, uznaje sprawę Harriett za strątę czasu, przy pierwszym spotkaniu z Lisbeth wchodzi do jej mieszkania pewny siebie, i wprowadza ją w osłupienie, a w filmie musi jej zagrozić policją, żeby łaskawie otwarła mu drzwi. Jak dla mnie 6/10
byłam strasznie ciekawa tego filmu, bo jestem świezo po lekturze całej trylogii Larssona. z kolei mój facet książek jeszcze nie czytał. i teraz odczucia z dwóch stron barykady:
mi się oczywiście nie podobały zmiany w kluczowych kwestiach fabuły - na przykład zupełnie niepotrzebnie zamienili role w wątku zdjęcia - w książce Mikael podejrzewał Cecilię, a w oknie stała Anita, w filmie pomylił Harriet z Anitą. bezsensownie również uśmiercili Anitę i totalnie zmienili motyw odnalezienia Harriet, bo tak naprawdę w żadnym miejscu nie było wyjaśnienia (no okej, było w domyśle, ale dość kiepsko nakreślone 'są dwie Anity Vanger, jedna zmarła w Londynie, druga żyje w Australii' - no i co z tego, to już nie ma na świecie żadnej zbieżności nazwisk, zwłaszcza na tylu kontynentach?). zero relacji Blomkvist-Beger, kiepski wątek Blomkvist-Salander, postać Lisbeth poza fizycznym trafieniem (ja mniej więcej tak ją sobie podczas lektury wyobrażałam;) kiepsko oddana. jak już ktoś wyżej wspominał, w książce to świetna postać, trudny, ale wyrazisty charakter, niesamowita inteligencja i zdolności, spryt, zaskakujące motywy, a w filmie? lekko przymulona i jak na mój gust zahukana panienka. Blomkvist też jakiś taki niezbyt charyzmatyczny...
a teraz odczucia tego, który książki nie zna - Lisbeth wygląda na kretynkę, najpierw robi laskę kuratorowi za kasę na komputer, potem daje się brutalnie gwałcić jak idiotka ostatnia, bo po diabła sama pchała się w łapy, a finalnie włazi Blomkvistowi do łóżka. migawki jej wspomnień są totalnie bez sensu, bo niby o co chodzi, że mała dziewczynka podpala faceta w aucie? (gdzie wątek ze szpitalem dla czubków ja się pytam, grzmię zza poduszki, czemu słowa wyjaśnienia nie ma, zero motywu, skąd w ogóle kurator, dlaczego, o co z tą jej matką chodzi?!!!). dziumdzia taka bez polotu i mózgu, nic nadzwyczajnego sama nie wymyśliła. Blomkvist w ogóle jest bez wyrazu. i ogólnie to trąci kiczem i się historia kupy słabo trzyma.
ech. ja wiem, że nie da się w filmie całkowicie oddać książkowej fabuły, zwłaszcza jeśli do czynienia mamy z dość opasłym tomiszczem. ale na litość, nie trzeba na siłę zmieniać wątków, które z powodzeniem mogły być ukazane w oryginale i polepszyć jakość przekazu i odbioru...
ogólnie jestem dość rozczarowana.
chociaż mogło być znacznie gorzej.
Podobnie jak Wy uważam, że film jest o wiele gorszy od książki. Czego można było się spodziewać, aczkolwiek wszelkie zwiastuny sugerowały, że ten film będzie dobry. Powiedzmy, że nieco się rozczarowałam. Jestem dosyć na świeżo z przeczytaniem książki, bardzo mi się podobała i nie przypadło mi do gustu ominięcie w filmie choćby związku Mikaela z Cecilią, czy fakt iż Lisbeth podsunęła Blomvistowi rozwiązanie z Biblią. Nie zauważyłam w ogóle chemii między Mikealem a Eriką, a samo rozwiązanie sprawy Harriet.. Za szybko, bez wyjaśnień. NIC. Uśmiercenie postaci Anity? Nie rozumiem tego motywu jak Wy. Ogólnie film jest na dobrym poziomie, ale pewnie podobałby mi się bardziej, gdybym nie czytała książki. Szkoda, noo.
Zgadzam się z powyższymi mało przychylnymi opiniami o filmie. Oczywiste jest to, że film w związku z ograniczeniem czasowym musi coś stracić w stosunku do książki. Naturalne jest spłaszczenie psychologiczne bohaterów, skrócenie niektórych elementów akcji itd jednak w mojej opinii zmiana kluczowych elementów fabuły, przeprofilowanie bohaterów czy wycięcie sporej ilości rożnych wątków to policzek dla Larssona, ponieważ te różnie drobiazgi tworzą niepowtarzalny klimat książki, w którym chyba każdy czytający się zakochał. O ile pierwsza część filmu jakoś się obroniła, to kolejne mogą mieć znacznie większy problem. Wyjawienie w filmie kluczowych wątków dla 2 części, które były trzymanie w tajemnicy przez długą część książki i stanowiły oś zagadki, sprawią, że cała historia będzie niesamowicie przewidywalna i po prostu nudna.
ok tez nad tym ubolewam ale swoja drogą ile trwał bym film jeżeli autorzy musieliby ukazać wszystkie watki.
Skoro nie idzie ukazać w dobry sposób całej historii, to nie należy się w ogóle brać za ekranizacje ! Bo co to w ogóle za argument 'ile trwałby film jeżeli aktorzy musieliby ukazać wszystkie wątki ' czyli wg Ciebie można robić gówniane ekranizacje tylko dlatego, że książka była obszerna?
z tym bym się nie zgodziła. to bardzo słuszny argument,ze głównym zadaniem filmu jest przedstawić historię w zwięzły sposób, tak by zainteresować widza i zachęcić go do przeczytania książki, na podstawie której powstał (jeśli oczywiście jest adaptacją jakiegoś dzieła). pomyśl, ze gdyby nie powstał film wielu laików (jak na przykład ja) nawet nie wiedziałoby, że ktoś taką perełkę napisał. a po drugie. film nie może być długi właśnie dlatego, by człowiek mógł zachwycić się tą historią za jednym razem a nie (tak jak czytając książkę) odkładać rozkoszowanie się nią na kolejne "spotkania".
i waśnie dlatego uznałam ten film za dobry (7/10). bo po obejrzeniu go uświadomiłam sobie, że w gruncie rzeczy film nie był wcale zły a nasze negatywne odczucia biorą się właśnie z faktu, że wcześniej czytaliśmy książkę, która jest 10 razy doskonalsza niż film. gdybyśmy jednak jej nie czytali, z pewnością uznalibyśmy, że film to kawał dobrej roboty.
nie mniej jednak, tak jak i inni również uległam po części niezadowoleniu i niedosytowi filmem, ponieważ obejrzałam go zaraz po skończeniu lektury książki. tak jak moi poprzednicy uważam, że w filmie brakowało motywu związku Michaela i Ricky a także Michaela i Cecilii. Poza tym największym naruszeniem moim zdaniem było pominięcie faktu dla którego Michael zgodził się na prowadzenie sprawy Harriet- czyli pomoc ze strony Henrika w odpłaceniu się Wennerstroemowi i oczywiście wsparcie podupadającego Millenium- a także to, że Michael miał oficjalnie napisać historię rodu Vangerów, co miało być przykrywką dla śledztwa w sprawie Harriet. No i oczywiście Anita- tego chyba nie muszę powtarzać po poprzednikach. Nie wspomniano tez nic na temat kary pozbawienia wolności, którą Michael miał odbyć. nie podobała mi się też postać Michaela i Lisbeth (choć ta drugi nie jest aż taka tragiczna)
Ostatecznie jednak postanowiłam podarować reżyserowi przez swą wrodzoną dobroć ;P pominiecie tych wszystkich istotnych szczegółów właśnie przez wzgląd na ograniczenie czasowe. Nie zmienia to jednak faktu, że następnym razem kiedy będę miała do czynienia z adaptacjami, będę miała duży dylemat czy przeczytać książkę przed obejrzeniem filmu :).
Ludzie kochane, a nie zauważyliści, że film i tak trwa 2,5 godziny? Godzinę dłużej niż przeciętny film kinowy?Może w oczach niektórych trochę zrehabilitowałaby twórców wiedza o tym, że istnieje dłuższa o ok. 30 minut wersja telewizyjna. Jest tam wątek związku między Eryką a Mikaelem, nie ma natomiast jego związku z Cecylią. Nyqvist powiedział w wywiadzie, że cieszy się, że nie próbowano przedstawić wszystkich miłostek Mikaela bo z filmu wyszłoby coś w rodzaju duńskiego "gladd-porr" (robią coś takiego w Danii), a nie o to w sumie chodzi. W wersji TV bardziej rozbudowany jest też wątek związany z Wennerstromem i Henrik pomaga Millennium. Znajdźcie wersję TV to może poczujecie się lepiej. ;) Nie rozumiem o co chodzi z tym "nie wspomnieniem kary pozbawienia wolności" bo ten wątek z całą pewnością jest w filmie chociaż przesunięto go w czasie. Widzimy jak Mikael siedzi w więzieniu i Lisabeth go odwiedza z torbą pełną materiałów o Wennerstromie.A może w Polsce pokazują okrojoną wersję kinową???
Mam wrażenie, że wiele z treści fillmu Ci umknęło. Twoja krytyka miejscami wskazuje na to, że nie rozumiesz rzeczy, które nie są podane "kawa na ławę".
Czytałam Millenium Larssona, potem obejrzałam film i jestem zdania, że słowo beznadziejny jest o wiele za mocne dla tej ekranizacji. Fakt, nie spodobało mi się, że wiele wątków zostało spłyconych. Z Mikaela uczyniono mężczyznę niemal zakochanego w Salander. Tym samym z filmu powstaje kryminał z trudną miłością w tle. A przecież wszyscy wiemy, że Mikael wiódł urozmaicone życie seksualne. Żałuje, że to nie zostało dobrze ukazane. Ogólnie bohaterowie mogą być mylnie odbierani, nie tak jak przedstawiał to Larsson.
Podobnie rzecz się ma odnośnie momentu wyjaśnienia całej intrygi. Nie zbyt dobrze została ukazana scena w piwniczce Martina. Zupełnie inaczej ją sobie wyobrażałam, nieco bardziej dramatycznie. Podobnie rzecz się ma do szaleństwa naszego psychopaty, jest niedostatecznie ześwirowany:)) A już zupełnie odpada jak dla mnie to całe wezwanie policji po akcji "wieszanie".
Mimo to uważam, że film broni się dobrą grą aktorską, ścieżką dźwiękową i ujęciami. Wywarł na mnie pozytywne wrażenie. Nie można porównywać książki z filmem, ponieważ ten zawsze wypada blado, tym bardziej, że występuje na tle bestselleru.
Na podstawie pobieżnego przejrzenie waszych wpisów dochodzę do wniosku,
że raczej nie warto czytać książki, ponieważ po jej lekturze straciłbym
dobre zdanie o filmie, który mi się podobał.
Odnośnie dokładnej adaptacji złożonych powieści mam różne zdanie: czasem
zbyt dokładne odwzorowanie fabuły w innym medium może jedynie zaszkodzić,
czasem pomaga w przekazie.
Jeżeli ktoś uzna moje uwagi za niestosowne, to z góry przepraszam -
jestem świeżo po seansie i mogę pleść bzdury:)
Nie zgadzam się. W filmie Mikael nie zakochuje się w Salander, raczej odwrotnie. Salander zakochuje się w Mikaelu. Natomiast Mikael z pewnością jest nią zafascynowany. Jest ona dla niego niejako ciekawym zjawiskiem.
Ten film wszedl w Londynie do kin pod innym tytulem,bylem nim ZACHWYCONY,nie wiedzialem,ze jest to znana ksiazka.film jest boski.i wiem co mowie,widzialem pelno skandynawskich filmow,ten jest najlepszy.bo ma swietna hitorie.prosta rzecz-kto czytal ksiazke narzeka,tak jest zawsze.z wyjatkiem Harrego Pottera :).Film i ksiazka mowia innym jezykiem,prawda jest taka,ze wy obejrzeliscie inny film niz ja,nigdy nie spojrzycie na niego jako na odrebne dzielo.a zapewniam wam ze film jest fantastyczny.jestescie uprzedzeni i tyle,normalne.pozdrawiam!
Zgadzam się. Też najpierw oglądałam film bez żadnych uprzedzeń i oczekiwań. Co ciekawe czytałam wiele wypowidzi osób piszących po angielsku i nawet ci, którzy najpierw czytali książkę, są zdumieni i zachwyceni, że film pozostaje tak wierny książce. Może polska wersja różni się od angielskiej? ;)
Rasta... to Ty chyba nie widziałeś na prawdę BEZNADZIEJNYCH ekranizacji fajnych książek, a wystarczy poszukać choćby na naszym, rodzimym podwórku. Moim zdaniem pierwsza część została i tak najmniej zwalona. Pozostałe dwie to jest dopiero... eh, szkoda słów. Wszystko ratuje postać Lisbeth i tylko za nią wystawiłem 8kę.
Dokładnie. Trylogia Larssona jest jedną z tych pozycji (a jest ich nie aż tak wiele) za które ludzie kina brać się nie powinni, bo tylko mogą wszystko sknocić.