W filmie brakowało mi tego napięcia, co w książce. Nie tyle istotne jest, że pominęli jakieś elementy, bo naprawdę moim zdaniem film jest bardzo bliski oryginałowi (jak mało który na podstawie książki), ale zabrakło tempa, jak ktoś tu na forum napisał o filmie - śledztwo w sprawie skradzionych części do trabanta. Uważam, że właśnie reżyser i scenarzysta bardziej skupili się na wierności do oryginału niż nad filmem jako dziełem w samym sobie. W każdym razie nie wiem czy siądę do kolejnych ekranizacji Millenium, a książki i owszem mam w planach.
W sumie bardzo dobrze pokazana historia Lizbeth i aktorka to duża zaleta filmu, Bloomkvist ok, ale miesjcami miałem wrażenie, że to film tv z lat 90 opowiadający w sumie bardzo ciekawą historię, ale przy niskim budżecie i w związku z tym wyszło jak wyszło.