Nie chodzi już nawet o niezgodności fabularne z książką. Kreacja Lisbeth to absolutna porażka. W
amerykańskiej "wersji" udało im się w większym stopniu, dla mnie zadowalającym, stworzyć
wycofaną, gniewną, aspołeczną Lisbeth. Tutaj ktoś najwyraźniej postawił na banalną,
buntowniczą, emanującą kobiecością (?!) postać, która w niczym nie przypomina książkowego
pierwowzoru.
Zgadzam się z twoją opinią. Szwedzka Lisbeth jest wręcz bezpłciowa i nie wzbudza tylu emocji co Rooney (nie ten z MU). Poza tym w wersji amerykańskiej miała zajebisty motor.