700 stronicową książkę okrojono do 3 godzin serialu (II pierwsze odcinki) a następnie wycięto 30 minut by powstał z tego film kinowy. Sporo na tym ucierpiało. Od początku miałem uczucie że mam do czynienia ze zwykłym streszczeniem. Intryga wydaje się być zminimalizowana do cytatów biblijnych i zdjęć. Klanu Vangerów praktycznie w ogóle nie poznajemy, bo nie było czasu by przedstawić wszystkie postaci. Niedopowiedzeń tu sporo. Nie jestem bynajmniej zawiedziony, bo "Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" to wciąż porządny film. Wciąż miałem jednak wrażenie że akcja mknie do przodu jak szalona, omijając co się da. W ostatecznym rozrachunku cieszę się że jednak czytałem powieść- bo prócz wodolejstwa, Larsson pozwolił mi uczestniczyć w śledztwie i samej aferze Wennerströma, które zostały t mocno okrojone.
Przyznaję, reżyserowi ekranizacji nie zabrakło jednak własnej inwencji. Kilka scen rozwinął na plus (scena w płonącym samochodzie) oraz nawiązał do kolejnych epizodów. Strzałem w dziesiątkę byli także aktorzy. Nie wszyscy, ale Noomi Rapace jak Lisabeth jest genialna, jeżeli chodzi o pokazywanie swojej nieporadności w kontaktach z ludźmi. Michael Nyqvist też nieźle dobrany- przyjemniaczek, pełen serdeczności. Można było to zagrać lepiej, ale i tak jest dobrze. Peter Andersson zasługuje na wspomnienie- jest okropny. Oczywiście w kontekscie jego roli to duża zaleta ;)
Najlepszy tom Millennium sprawdził się na ekranie. Zobaczymy jak z resztą, bo później intryga robi się coraz bardziej niesamowita, a co za tym idzie mniej wiarygodna.