PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=465857}
7,6 83 953
oceny
7,6 10 1 83953
7,0 12
ocen krytyków
Millennium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet
powrót do forum filmu Millennium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet

Pierwsza próba ekranizacji bestsellera Stiega Larssona. Jako, że oglądałem także wersję amerykańską nie uniknę porównań. Te wypadają zdecydowanie na korzyść wersji szwedzkiej. Tu także mamy sporą kastrację wydarzeń i postaci z książki, także mamy delikatną zmianę zakończenia ale wszystko jest zrobione dużo lepiej, bliżej oryginału i bardziej z sensem. Wszystko jest też stylizowane na kryminał, bez niepotrzebnych wstawek psychodelicznych. W amerykańskim filmie Headstad i wyspa zrealizowane są jak jakaś mroczna, baśniowa kraina, a nie współczesne miasto. Szwedzi zrobili to nieporównywalnie lepiej. Kolejna sprawa to postać Lisbeth Salander. Rooney Mara była dobra ale Noomi Rapace zjadła ją na śniadanie. Tu w końcu mamy wyobcowaną i milczącą dzikuskę ale kiedy trzeba ma w oczach taki ogień jak Larsson opisywał. Ogień, od którego mimowolnie się cofasz, który zwiastuje jakąś straszną i niewypowiedzianą groźbę. Naprawdę, czapki z głów przed panią Noomi. Mam tylko dwa zarzuty. Sceny przemocy były bardziej drastyczne niż opis w oryginale i szwedzki Mikael był jakiś taki bez wyrazu. Nijaka postać. Craig tu zdecydowanie wiedzie prym mimo, że nieodłącznie kojarzy się z Bondem. Reasumując - Szwedzi zrealizowali ekranizację dużo lepiej i pobili amerykanów o kilka długości. Polecam wersję szwedzką.

ocenił(a) film na 10
SithFrog

Zgadzam się z tobą SithFrog - Szwedzi zrobili to lepiej. Ich ekranizacja nie jest wymuskana ale wręcz brudna, obskurna, obleśna.
Samo miasteczko w moim odczuciu jest trochę baśniowe, oniryczne i jest wręcz bohaterem filmu, natomiast w filmie Finchera stanowi tło, nie wywołuje ciarek na plecach.
Co do Lisbeth myślę, że nie ma co porównywać gry Mary i Rapace. Myślę że obydwie miały do zagrania inny pomysł reżysera na tę postać. Obydwie stworzyły świetne kreacje aktorskie – Salander Rooney Mary poszukuje człowieka w którym może ulokować swoje uczucia, który zaakceptuje jej dziwny wygląd i zachowanie; Salander Noomi Rapace jest wyobcowaną dziewczyną która nie potrafi kochać, skupia się na wykonaniu zadań jej powierzonych, swoich zajęć raczej nie traktuje jako swoistą pracę zarobkową a raczej wypełniacz jej kiepskiego życia. Niestety jak obie mają się do Lisbeth z powieści nie mam pojęcia gdyż nie czytałam jej.
Daniel Craig był świetny w swojej roli, bardziej podobał mi się jako Blomkvist jednak ponieważ jest przystojniakiem zakwalifikowanym do pierwszej dziesiątki moich filmowych ulubieńców moja recenzja jego gry była by raczej subiektywna więc się powstrzymam ;-)
Kończąc polecam obejrzenie obydwu filmów jednak zdecydowanie produkcja duńsko-norwesko-szwedzko-niemiecka przewyższa obraz pana Finchera chociażby stworzonym klimatem. Dlatego „Millenium: Mężczyźni którzy nienawidzą kobiet” dostało ode mnie 10/10 a „Dziewczyna z tatuażem” 8/10.

madzior999mj

Co do Lisbeth - Rooney Mara wizualnie o wiele lepiej pasuje do postaci z książki Larssona. W książce opisywana jest jako 24-26 letnia dziewczyna, która wygląda jak nastolatka, jej twarz przyrównano do twarzy lalki. Rapace tak na oko dałabym 30lat, nie wiem ile ma w rzeczywistości. Rapace jest za ładna na tę rolę. Mara też jest ładną kobietą, ale świetnie ją ucharakteryzowano. Lisbeth to postać raczej powściągliwa, wybucha tylko w skrajnych sytuacjach. W szwedzkim filmie zbyt dużo w niej emocji. Mikael to postać, która pociąga kobiety, Craig świetnie wypada w tej roli. Szwedzki aktor ma jakieś problemy z cerą i - zgadzam się - jest jakiś nijaki. Bjurman to w książce średnio bystry gość z chorymi skłonnościami. Amerykański aktor też lepiej pasuje do tej roli, choć jest trochę za młody. Moim zdaniem amerykańscy aktorzy lepiej grają postaci powieści. To jasne, że łatwo jest nakręcić remake świetnego filmu, który już został nakręcony, i zrobić to lepiej. Wiele osób krytykuje aktorstwo Mary, bo spodziewa się w tej roli jakiejś laski z błyskiem w oku, dużym cycem i fajną fryzurą. Ale książkowa Lisbeth nie jest taką osobą. Dlatego Mara bardziej podobała mi się w tej roli, bo wierniej gra książkową postać. Z pozdrowieniami dla zwolenników szwedzkiej wersji :)

użytkownik usunięty
scady

mi osobiście bardziej podobała się wersja amerykańska; w szwedzkiej niektóre wątki były bardziej rozwiniete a w amerykańskiej jakby ,,poucinane" i miasto wygladało naprawdę szwedzko, surowo a nie tak jak Amerykanie wyobrażają sobie szwecję; jednak jak dla mnie ,,mężczyźni..." byli lekko nudnawy i nie podobali mi się głowni aktorzy; mikael - zgadzam się z przedmówcą- mdły i nijaki, a lisbeth wygląda za to sztucznie- obie aktorki są ,,normalnie"( poza filmem) ładne, lecz rooney została ucharakteryzowana tak ze wyglądało to u niej naturalnie a rapace wygląda jak zwykła kobieta którą wymalowano czarną szminką i na siłę włożono w czarne ciuchy; co do muzyki- amerykańska wersja również wygrywa

Ja nie widziałem wersji amerykańskiej (jeszcze) ale porównując z książką w wersji szwedzkiej nie podobała mi się Lisbeth. Za dużo w niej emocji. Scena gdy zdaje raport na temat Blomkvista jest najlepszym tego przykładem. W książce przedstawiona była jako osoba która mimo to, że jest postrzegana jako aspołeczna i wyobcowana jest profesjonalistką. Mimo niechęci zdaje raport rzeczowo i skrupulatnie udowadniając jak dobrym jest researcherem. Podobnie w scenie gwałtu. Za dużo w niej emocji pokazanych na zewnątrz. Szwedzka wersja jest w porządku jednak mam świeżo treść książki w głowie i wiele rzeczy mnie raziło. Na przykład to, że Lisbeth włamuje się do komputera Blomkvista w trakcie jego śledztwa i podsuwa mu rozwiązania. Wynika z tego, że jest on raczej nieporadnym dziennikarzem śledczym a przecież to on sam do większości wniosków doszedł (chociażby znaczenie cyfr). Obejrzę jeszcze wersję amerykańską dla porównania ale zdaje sobie sprawę, że książka ma za wiele wątków które trzeba pozmieniać by nie zrobić z tego produkcji 6 godzinnej więc pewnie też będzie nie tak jak trzeba... no ale to się okaże.

ocenił(a) film na 9
doman_fc_78

Ja widziałam obie wersje, najpierw oryginał później dziewczynę z tatuażem, mimo iż obie bardzo mi się podobały oryginał nie wciągnął mnie aż tak jak jego amerykańska kopia, aczkolwiek uważam , że amerykańska wersja była za bardzo przeciągana, może też dlatego, że do kina poszłam na najpóźniejszy seans i zmęczenie wzięło górę, ale niektóre sceny niepotrzebnie przeciągane ,z niecierpliwością czekam na kolejną część w wersji amerykańskiej i mam nadzieję , że będzie równie dobra to 1. Co do Mary moim zdaniem wypadła świetnie, bardzo dobra rola, ciężko ładnej kobiecie wcielić się w takiego hmm jakby to określić ...trochę dziwaka, wymagająca rola i osobiście uważam , że podołała, i obsadzenie Craiga była też strzałem w 10!

ocenił(a) film na 6
SithFrog

A ja jestem fanką wersji amerykańskiej, oczywiście tuż po oryginalnej, książkowej:) Wielka w tym zasługa Zailliana, który ma niesamowite wyczucie w przenoszeniu fabuły na warunki filmowe - to, co nie wpływa znacząco na całą historię jest pominięte, to, co istotne wyeksponowane, i co najważniejsze - unika skrótów myślowych, które są niezrozumiałe dla widza nieznającego fabuły książki. Szwedzka wersja (w całości) jest w w wielu miejscach niejasna, sporo postaci jest nieprzedstawionych i trzepa przekopać się przez kilkanaście scen, żeby dojść co, kto i po co. Amerykanom zarzuca się zmianę zakończenia I części (jak dla mnie wyszło to bardzo zgrabnie i jest zrozumiałe), ale to Szwedzi wielokrotnie zmieniali historię, i to nie tylko w szczegółach (choćby fakt, że to niby Lisbeth odkryła powiązanie numerów z notatnika Harriet z Biblią, a nie córka Mikaela, albo finał całości, czyli stosunek Lisbeth do Blomkvista). Także fabularnie szala znacząco przechyla się na stronę Amerykanów.

Co do klimatu, to bezsprzecznie Szwedzi triumfują. To, co zrobił Fincher również było dobre, ale kto zrobi lepiej film o szwedzkiej rzeczywistości jak nie ludzie, którzy w niej żyją? Jest więc ponuro, chłodno (i nie chodzi tylko o aurę) i brzydko. Dopełnia tego dobra muzyka, wpisuje się w to znakomicie oryginalny język i pośrednio aktorzy.

Obsada - skoro już o tym mowa - w szwedzkiej wersji, jak dla mnie, jest dramatyczna. Nyqvist jest mocno przeciętnym aktorem, jego gra odrzuca i w ogóle nie nadaje się do tej roli. Przy Craigu wypada bardzo marnie. Kolejna porażka do Endre w roli Eriki - Wright przy niej to mistrzostwo świata. Większość aktorów odegrała swoje role poprawnie. Jedynymi osobami, które były strzałem w dziesiątkę w kwestii dopasowania doboru do moich wyobrażeń podczas lektury książki byli Bublanski i Ekstrom; podobały mi się też Niederman, Wu, Modig i Figuerola. Jeśli chodzi o Lisbeth - tutaj unikałabym jednoznacznych ocen. Zarówno Rapace, jak i Mara zagrały świetnie, ale grały zupełnie inne osoby. Rapace rzeczywiście za dużo grała emocjami - Lisbeth była bardzo powściągliwa w wyrażaniu swoich odczuć i z jej mowy ciała nic nie można było czasem wyczytać. Zgadzam się jednak co do tego "ognia w oczach" - była rzeczywiście drapieżna i to było super. Mara z kolei świetnie grała twarzą - niby kamień, ale jej wzrok (nigdy prawie nie patrzyła nikomu w oczu tak jak książkowa Lisbeth) mówił wszystko. Rzeczywiście ukazana jest trochę jak samotna dziewczynka potrzebująca akceptacji, ale wyalienowanie też jest doskonale czytelne. We mnie trafiła bardziej Mara, ale ani ona, ani Rapace nie są książkową Lisbeth. Potrzeba by było chyba trzeciej aktorki, która stanęła by pośrodku i może wtedy by się udało odtworzyć tę Lisbert, którą stworzył Larsson:)

Także dla mnie amerykańska wersja była dużo lepsza od szwedzkiej, ale to moje zdanie - po prostu Fincher bardziej trafił w mój gust, moje oczekiwania i wyobrażanie co do fabuły i obsady. Czekam na jego dalszy ciąg:)

ocenił(a) film na 7
Klapserka

"Amerykanom zarzuca się zmianę zakończenia I części (jak dla mnie wyszło to bardzo zgrabnie i jest zrozumiałe"

No właśnie tu się nie zgadzam. Zakończenie amerykańskiej wersji jest zwyczajnie głupie. SPOJLERY!!! W sensie, widział się z nią, rozmawiał z nią i nie wiedział, że to ona? Nie mógł aż tak się pomylić, szczególnie, że znał siostrę Anity i te miały być przecież bliźniaczo podobne do siebie. Ta wersja zupełnie wypacza zakończenie książki, a z Blomkvista-Craiga robi trochę fajtłapę. Taki dziennikarz śledczy i spotkał Harriet, a się nie domyślił, że to nie Harriet.

ocenił(a) film na 6
SithFrog

UWAGA! SPOILER!

No tak, ale też jest w kilkunastu miejscach jasny komunikat, że żadna osoba uczestnicząca w tym "śledztwie" nie wzięła nigdy pod uwagę, że Harriet po prostu żyje. Od początku aż do sceny w piwnicy szukali sprawcy jej śmierci. Zaświtało im w głowach dopiero po reakcji Martina na pytanie o Harriet. Tak bym to interpretowała. Ale zgadzam się, że jest to znacząca zmiana fabuły - tylko że mnie jakoś nie zmierziła, odebrałam ją jako logiczne następstwo skrócenia fabuły i zredukowanie wątku, który i tak niewiele wnosił do całości.

A Blomkvist jest trochę fajtłapą, i to we wszystkich trzech wydaniach;)

ocenił(a) film na 6
SithFrog

A według mnie, gorzej ;) Dla mnie szwedzka wersja jest blada i to jest mój największy problem z tym filmem. Mało wyraziste postaci, niezapadające w pamięć sceny. Jedyne, co zapamiętałam, to Lisbeth - a i tutaj mam zastrzeżenia, ale niech tam. Co do obsady... przykro mi to stwierdzić, ale Mikael jest naprawdę fatalny. No Boże mój, już pal licho, że wychodzi na głupka, za którego wszystko musi robić Salander, ale do tego (co jest znacznie gorsze) nie ma w nim za grosz tej niezłomności i dziennikarskiej uczciwości, która była kluczowa dla tej postaci. Oczywiście w ogóle nie ma chemii z Lisbeth. Do tego jedna z moich ulubionych postaci, czyli Erika - zredukowana do jakiejś pierwszej lepszej dziennikarki, która zresztą średnio zajmuje się pracą, bo jest zajęta patrzeniem z troską na Mikaela. Kompletnie to nie jest ta Erika z książki. Co do Salander, powiem tylko jedno - Mara jest idealna pod względem wyglądu i zrobiła niesamowity kawał roboty w tej roli. Jest znacznie bliższa książkowej Lisbeth. Obsada generalnie o niebo lepiej wypada u Finchera (choć Erika nadal nie jest tą Eriką), głównie Craig jako Blomkvist i Skarsgard jako Martin (moja ulubiona chyba rola - jest fantastyczny).
Pomijając obsadę - klimat w szwedzkiej wersji jest na pewno spokojniejszy, chłodniejszy, bardziej stonowany. To może być niewątpliwie plus. Ale ja wolę wersję amerykańską, bo jest wyrazista. Dla mnie Fincher jest mistrzem stylu i szczegółu - nie będę ukrywać, że w ogóle uwielbiam człowieka i to, co robi. On stworzył swoją wersję tej książki i taki obraz niewątpliwie może się nie podobać, bo jest wystylizowany, "podrasowany". Ale jednocześnie jest bosko wręcz plastyczny - na granicy teledysku, ale jakiego... Tam wszystko do siebie pasuje, wszystko się zgrywa, sceny są doskonałe wizualnie i gruntownie przemyślane (plus smaczki w postaci Plague'a w koszulce NIN - no, kto by to zrobił oprócz Finchera?). Ja zdecydowanie optuję za taką wizją, ponieważ lubię, kiedy reżyser ma swój styl i wie, co chce powiedzieć. Jedyne, do czego mogłabym się przyczepić, to fakt, że kryminał przeważa tu nad całą warstwą społeczno-polityczną książki. Ale też pierwszy tom w dużej mierze takiego materiału dostarcza. Jeśli pozwolą mu nakręcić następne - a mam nadzieję, że pozwolą - to mam nadzieję, że pojawi się więcej tego społecznego pazura.

morven

Dość interesująca uroda.
http://www.youtube.com/watch?v=4mNUYIBSupU

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones