PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=465857}
7,6 83 900
ocen
7,6 10 1 83900
6,9 11
ocen krytyków
Millennium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet
powrót do forum filmu Millennium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet

Jako pierwszy widziałem "Dziewczynę z tatuażem". "Millennium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet"- Film świetny pod każdym względem i jednak trzeba go troszkę lepiej ocenić od wersji amerykańskiej. Wkrótce zabieram się za pozostałe części.

ocenił(a) film na 8
bodek75

Wszystko jest względne. Na pewno fani kina skandynawskiego będą oceniać lepiej wersję szwedzką ( z resztą nie oni jedni), ale to może sugerować, że nie czytali trylogii, albo jest im obojętna. Prawdziwi fani Millennium docenią wersję amerykańską, która zgadza się z fabułą w większym stopniu, niż szwedzka. Szczerze powiedziawszy sama miałam zmarszczone czoło widząc jak Szwedzi postanowili poprzestawiać to i owo w ekranizacji, pozmieniać i poskracać. A mogło być tak pięknie, chciało by się rzec, bo Noomi Rapace można pokochać. Tymczasem mamy niepotrzebnie wyróżnione jedne wątki i pominięte drugie. Brakuje relacji interpersonalnych, które się pojawiają w książce, a które wyjaśniają dodatkowo zagubienie Lisbeth. Ogólnie skopane pod kątem scenariusza. Realizacja dobra, aktorsko spoko, wizualnie bardzo dobrze. Ode mnie duuuży plus za sam fakt ekranizacji mistrzowskiej serii.

użytkownik usunięty
andrejewna

Filmy można porównywać pod względem wierności fabuły książkom, albo jako autonomiczne twory. Pierwszy aspekt mnie nie interesuje, i nie wydaje mi się, aby był istotny dla filmu, który jest przecież odrębnym utworem, w dodatku innego rodzaju. Rozpatrując filmy autonomicznie wolę wersje szwedzką - za nastrój i za grę aktorów.

użytkownik usunięty

Powieści Larssona nie czytałem, zatem mogę porównać obie wersje jedynie jako odrębne utwory, nie zastanawiając się która jest bliższa literackiemu pierwowzorowi. I patrząc z tej perspektywy bardziej podoba mi się film Finchera - głównie za zdjęcia, muzykę, dialogi. Ogólnie uważam że trochę ciekawiej opowiedział tę historię. Poza tym, gdybym nawet książkę przeczytał (historia jest wciągająca, zatem kiedyś pewnie się za nią zabiorę) to i tak lubię kiedy filmowe adaptacje literackich utworów są w głównej mierze wizją reżysera, nie zaś dokładnym ich odwzorowaniem, zatem sądzę że i tak nie miało by to większego wpływu na moją ocenę.

ocenił(a) film na 4

Pierwszą oglądałem wersję Amerykańską. Niestety uważam, że była lepsza. Wersja szwedzka moim zdaniem ma koszmarne dialogi, typu "Lisbeth, masz pamięć fotograficzną, jak tak to super...". Lisbeth jest nijaka, przez pół filmu jest zdziwiona a w pozostałej części zaskoczona. W wersji Finchera Martin jest przerażająco psychopatyczny i Lisbeth też. Nie widać po niej emocji. W wersji szwedzkiej to sympatyczna dziewczyna z kolczylkiem i tatuażem. W wersji szwedzkiej aktorzy drugoplanowi byli tak drugoplanowi, że nie mogłem ich rozróżnić, ani zapamiętać postaci. Wersja amerykańska lepiej potraktowała też książkę i nie czytając jej wiedziałem o co chodzi.

użytkownik usunięty
peper_g

Mam dokładnie takie samo zdanie, tylko jakby je obrócić o 180 stopni. W wersji amerykańskiej Lisbeth wygląda na sympatyczną dziewczynkę, która powtykała sobie to tu to tam różne dziwaczne dodatki, pofarbowała włosy i robi groźną minę, a jakby chciała mogłaby zaraz wrócić do domu. Jest niezwykle sztuczna i nieprzekonywująca i w przeciwieństwie do roli Rapace, nie dało się w jej wykonaniu poczuć niczego w stosunku do postaci Salander. Szwedzka Lisbeth potrafiła momentami rozbawić, momentami przerazić, a przede wszystkim wciągnąć w akcję.
Z resztą, o zgrozo, to nie jedyne do czego można się przyczepić. Scenariusz w amerykańskiej wersji jest zakręcony jak kupa pod butem, przez co duch książki gdzieś daleko ginie. O ile zrozumiałym są cięcia i skróty, to zupełnie nie bronią się bardzo liczne i bardzo surowe zmiany w akcji, przede wszystkim te nowo dodane elementy.
Na koniec, o ile w wersji szwedzkiej Bjurman był dość przerażający i odpychający, w wersji amerykańskiej zdaje się przypominać dobrego, miłego i sympatycznego kumpla głównej bohaterki.. Aż boję się co z robią z Bjurmanem przy kolejnych częściach. Wujka Dobra Rada? :C

ocenił(a) film na 4

Wybacz, ale Twoja wypowiedź sugeruje, że zbyt dobrze nie znasz trylogii Larssona. Scenariusz amerykański właśnie nie jest zakręcony tylko przejrzysty, a przede wszystkim chronologiczny. O jakich nowo dodanych elementach wspominasz? A jeśli chodzi o Bjurmana... obleśny, tłusty zboczeniec to dla Ciebie "miły, sympatyczny kumpel"? "Wujek Dobra Rada"? - ...chyba po śmierci już wiele z nim nie zrobią :)

użytkownik usunięty
peper_g

Przejrzysty? Pominięto wiele istotnych wątków i szczegółów (tak na marginesie, znam trylogię), w tym charakterystykę postaci Bloomkvista, która w tej nowej wersji wydaje się być zupełnie oderwana od pierwowzoru i całych tych wydarzeń, bez swojej przeszłości i głębszej motywacji. Nie zarysowano w zasadzie w ogóle kwestii wydawnictwa, a samo jego wnętrze bardziej przypomina filię New York Timesa.
W tej wersji za bardzo nie jest ani chronologicznie ani zgodnie z książką, starczy przywołać sposób pracy Salander nad sprawą.
A co do Wujka Dobra Rada, przyznaję, że nie poprawiłem się, bo chodziło mi o postać Teleboriana, którego najbardziej lubię ze wszystkich złych z tej serii i w którego fantastycznie wcielił się Anders Ahlbom. Nie chciałbym był stał się przyjaznym dziaduniem, któremu wręcz głupio, że ma taką złą przeszłość i najchętniej to zaprosiłbym Lisbeth na kawę i z przekonaniem i szczerze uśmiechnął się od ucha do ucha.
Opisałeś Bjurmana dokładnie tak jak wyglądał w wersji szwedzkiej. W amerykańskiej próbuje być obleśny ale za bardzo mu to nie wychodzi. Ani przez chwilę ta postać mnie dostatecznie nie odpychała, tylko i wyłącznie gra aktora. Podobnie z resztą ma się sprawa z Salander.

ocenił(a) film na 4

Boję się tego, że nasza rozmowa schodzi na poziom PIS vs. PO. Na zasadzie "a właśnie, że nie, a właśnie, że jest tak jak ja mówię". Jestem w stanie przyjąć do wiadomości, że masz całkiem inne odczucia. Prawdopodobnie urzekła Cię naturalność i szczerość wersji Szwedzkiej przypominająca w formie filmy amatorskie i niskobudżetowe. Można im wtedy wybaczyć kiepskie dialogi, niechlujne ujęcia, niedopracowaną oprawę itp. Ostatnio stało się też modne, żeby lubić bardziej wersje oryginalne (sławne: Japoński "Ring" jest lepszy!), żeby zawsze lepiej oceniać książkę i żeby rozpływać się w zachwytach nad super offowymi filmami niezależnie od ich jakości. Nagle wszyscy uwielbiają Mechaniczną Pomarańczę, Metropolis, Dogville a nawet Martwicę Mózgu. Modne jest opluwać Howllywoodzkie produkcje a uwielbiać kino Jugosłowiańsko-Irańskie. Moim zdaniem gdyby nie przykładać do skandynawskiej wersji miary dla filmów amatorskich tylko miary hollywoodzkiej to niestety. Przykład: Szwedzki Bloomkvist przyszedł do Salander (która podesłała mu maila z dobrymi radami - skąd oni to wzięli?!) i powiedział coś w stylu "Mam twój raport. Korzystałaś nielegalnie z moich plików, pewnie policję zainteresuje twoja hakerska działalność". W USA ot brzmiało "W twoim raporcie są informacje, które mogły pochodzić tylko z jednego źródła" - wszystko jasne, nie trzeba było tego mówić wprost. Tego typu dialogi w wersji szwedzkiej kojarzą mi się niestety z bajkami, które ogląda moja córka.

użytkownik usunięty
peper_g

Twierdzisz, że mój gust jest ukierunkowany przez chęć bycia oryginalnym za wszelką cenę. Zwykłem wybierać zawsze to, co uważam za dobre lub, jeśli ma swoje alternatywy, co najlepsze. Nie wiem na ile według Ciebie ta 'ostatniość' trwa, ale wyczucie u widzów gdy mają wybrać między oryginałem a remake'm dostrzegam od dawna. Szwedzka wersja ma w sobie ducha i głębię, których brakuje "Dziewczynie z tatuażem". I ten pierwszy zupełnie nie przypomina kina amatorskiego czy niskobudżetowego, tylko dobre kino europejskie. Stawiasz po jednej stronie kino hollywoodzkie (to dobre!) po drugiej całą resztę, zapominając jak bardzo rozbudowana i bogata jest kinematografia poza holiłód i jak niezwykle wyszukane i dobre są zdjęcia czy montaż w nim. I to w przeciwieństwie do niezwykle poprawnych, niewychodzących poza przeciętność zdjęć (i montażu) amerykańskich, które mkną jak szalone zapominając o budowaniu nastroju i stronie opisowej filmu.

Nie wypowiadam się na temat tego jak bardzo inni próbują być oryginalny i jakie filmy w tym celu oglądają bo to mnie po pierwsze nie interesuje a po drugie nie mam na ten temat wiedzy. Choć warto wspomnieć jakim wielkim zainteresowaniem cieszą się amerykańskie produkcje, szczególnie typu Avengers, puszczane w bardzo nieniszowych kinach za pomocą bardzo nieniszowych projektorów 3D.

Skoroś taki strachliwy to możesz nie komentować :)

peper_g

Popieram amerykańska wersja lepsza.

ocenił(a) film na 4
andrejewna

Fincher górą...

ocenił(a) film na 7
bodek75

Jak dla mnie zdecydowanie lepsza wersja amerykańska - mroczna atmosfera, wyczuwalna w książce i ogólnie film był 'wierniejszy' książce, jeśli wiesz co mam na myśli. W wersji szwedzkiej twórcy dużo poprzeinaczali, a wersja amerykańska udowodniła, że było to zbędne, ponieważ sama książka jest wspaniałym scenariuszem.

bodek75

Ja wczoraj właśnie obejrzałem wersję szwedzką, dziś mam zamiar ją uzupełnić o amerykańską. I prawdę mówiąc film nie bardzo mi się spodobał. Fabuła jest w miarę interesująca, ale to jak uprościli poniektóre wątki i poprzestawiali fakty woła o pomstę do nieba. Poza Lisbeth Salander reszta postaci była kompletnie szara i nijaka. Niczym z serialu na dwójce. Michael, Erica, Henrik, Martin, Bjurman, Frode. Cecillia wypadła dobrze jeszcze. Choć pojawiła się w paru scenach tylko. Pozostali wyżej wymienieni byli bezbarwni i wiejący nudą.

bodek75

Wiem czy lepszy, chyba troszkę dłuższy i o kilka wątków bogatszy, ale wersja USA lekko bardziej hmmm mroczna ?

Zresztą nienawidzę jak USA tak "podrabia" filmy, wiadomo że to film na podstawie "czegoś", ale bez przesady, ogladałem w kinie Dziewcze z Tatuażem, a kilka dni temu tą wersje, jak dla mnie prawie identyczne...

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones