ani ciało boże, ani też rapowe, ale może trochę - godne poniesienie pochodni rozpalonej przez jana komasę - w sensie oddolnego dopominania się o wartości zapoznane przez instytucję. pół seansu prześmiane, reszta - przepłakane. musimy to zrobić, bo to musi zostać zrobione. działamy, bóg jest po naszej stronie.
ps.
czyli patrzę se jeszcze na plakat - na plakacie figuracja krzyża.
film podejmuje dyskusję z wrogiem, czyli z kościołem, ale na terenie kościoła.
bohaterowie dochodzą do istoty wprowadzania w życie tego, co się nazywa wartościami chrześcijańskimi.
kompromitują, odsłaniają niemoc instytucji, wytykają słabości - ale nie od strony, powiedzmy, smarzolskiej, a teologicznej.
sami są jak pierwsi chrześcijanie albo naiwni, średniowieczni pielgrzymi - przepełnieni duchowym zapałem zawstydzają posiadaczy wiedzy.
rozumieją literę prawa tak dosłownie, jak to tylko możliwe - tak dosłownie, że aż przebijają się ze swoim rozumieniem na druga stronę - do tego właśnie, co jest rdzeniem naprawdę.
stają na początku, a zatem - nie zakosztują śmierci.
w finale bohater ponosi ofiarę najwyższą, bo chrystusową, równą chrystusowi - trochę na wzór na przykład leżącego krzyżem na trawniku walta kowalskiego z finału Gran Torino.
to, co bohater w finale robi, znaczy dokładnie to, co znaczy: nie moja, ale twoja wola niech się stanie.
to, co robi, znaczy: w twoje ręce oddaję ducha mego.
to jest zawierzenie i oddanie całkowite, totalne.
ideał wiary, bezwarunkowe totus tuus.
bohater składa siebie samego w ofierze i wygrywa wszystko.
dosłownie zmartwychwstaje, z martwych powstaje.
a zatem: oto słowo ciałem się stało i zamieszkało między nami, w dwunastoletnim chłopcu, ale kościół nie rozpoznaje tego.
pan proboszcz przepędza chrystusa ze świątyni wzniesionej - przypomnę - po to, aby to właśnie chrystusowi służyć.
mówi mu - nie pasujesz tu.
nie ma tu dla ciebie miejsca - mówi.
to, co domalewski kościołowi zarzuca - to oddalenie się tej instytucji od człowieka.
że zapomniała już komu służy.
że służy już tylko samej sobie.
domalewski mówi: to nie kościół ci pomaga, tylko pojedynczy człowiek.
i to w nim domalewski szuka - nie kościoła, a chrystusa,
świadom, że chrystus to nie osoba.