Książkę ”Misery” czytałem bodajże 9 lat lemu. To była pierwsza powieść Stephena Kinga, po którą sięgnąłem. Pierwsza i zarazem jedna z najlepszych - później przeczytałem jeszcze kilkanaście. W owym czasie czytałem dużo książek i oglądałem mało filmów. Teraz jest odwrotnie. Tak się złożyło, że ekranizację Misery obejrzałem dopiero wczoraj, mimo, że przymierzałem się do tego od dłuższego czasu.
Nie przepadam za filmami, których treść nie zgadza się z przeczytaną wcześniej książką ale są przypadki, kiedy niezgodności wybaczam. Tak było w przypadku Misery. O ile pamiętam w książce Annie obeszła się z kończynami Paula bardziej drastycznie niż w filmie ale nie rzutuje to znacząco na całokształt. Film był świetny, trzymający w napięciu. Takie thrillery lubię bardziej niż horrory. Kathy Bates była rewelacyjna i całkiem zasłużenie otrzymała Oscara za rolę Annie. 9/10
10/10
Książki nie czytałem, choć mam ją na półce, muszę kiedyś za nią się zabrać. Film jest rewelacyjny, pierwszy raz jak oglądałem zrobił na mnie ogromne wrażenie. Potem obejrzałem jeszcze może z dwa razy, już takiego efektu nie było jak za pierwszym razem. Rewelacyjna rola Kathy Bates. Wybitny film. Pozdro
W takim razie polecam Ci książkę. Z tego chociażby względu, że w filmie masz wszystko kawę na ławę. W książce możesz smakować emocje, które towarzyszą bohaterowi. To jak ćwiczył mięśnie przy użyciu maszyny, po to by pokonać Annie, która była silniejsza od niego. W filmie owszem ćwiczył ale było to spłycone w stosunku do książki, chociażby z tego względu, że nie da się w 90 minut opowiedzieć jej treści. Pozdrawiam i miłej lektury.
Odnosiłam dokładnie takie samo wrażenie. Rewelacyjny film, wspaniała gra aktorska, istny majstersztyk... a potem przeczytałam książkę i zamykając ją powiedziałam tylko jedno zdanie... "film jest do dupy." Oczywiście nadal pozostaje jednym z moich ulubionych, ale teraz już zawsze gdzieś pozostaje ten niedosyt. I wcale nie z braku sceny z kosiarką, która dla wielu okazała się tak istotna. Brakuje mi ukazania ogromu władzy, jaką posiadła Annie nad Paulem.
Do dupy to trochę za ostro. Ten film dowodzi, że słowa pisanego nie da się do końca przełożyć na filmową taśmę. Książka pozostawia pole dla wyobraźni czytelnika, film stawia kawę na ławę ale jednocześnie spłyca pewne kwestie. Znika cała narracja, opisy stanów psychicznych bohaterów. Obraz i dialogi nie zawsze są w stanie to zastąpić.
Jak już napisałam, to było moje pierwsze odczucie tuż po przeczytaniu książki, kiedy to nie wyobrażałam sobie, że może okazać się lepsza, niż film (wspaniała Kathy). Stwierdzenie "do dupy" miało sugerować, jak wielką przewagę ma nad nim książka, a nie umniejszać wartość filmu, jako takiego. Film, jak napisałam w poprzednim poście, nadal pozostaje jednym z moich ulubionych, (oglądałam go już ponad 30 razy) i nadal do niego wracam z przyjemnością. Swoją drogą jest genialnym bodźcem do dalszej pracy, kiedy przy pisaniu złapie człowieka niemoc twórcza. Na mnie w każdym razie działa ;)