PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=483087}
6,9 93 tys. ocen
6,9 10 1 93464
7,0 41 krytyków
Mission: Impossible - Ghost Protocol
powrót do forum filmu Mission: Impossible - Ghost Protocol

W wielu recenzjach przejawia się teza iż jest to obok pierwszego filmu serii najlepsza część M:I. Zapewne filmy Woo i Abramsa mają swoich fanów, ale poziomem do filmu De Palmy nie zbliżyli się nawet na krok.
Debiutującemu w kinie aktorskim Birdowi się to udało. Po pierwsze- Bird nie naśladuje współczesnych filmów akcji w typie Bonda czy Bourne'a. Nie ma tu agresywnego montażu, akcji pędzącej na złamanie karku (choć jej sporo). Stylistyką nawiązuje do "actionerów" lat 90, a fabularnie nawet Bondów z lat 70 (nuklearna zagłada). Nieco trącące myszką, ale ma to swój urok.
Po drugie- dystans. Sporo tu humoru, mrugania do widza itp. Bird świetnie wszystko wyważył.
Po trzecie- aktorstwo. Tom Cruise jest znakomity. Nawet osoby (a pewnie wiele ich), które za nim nie przepadają muszą obiektywnie przyznać rację że Tomcio dał tu z siebie wszystko. Zdystansowany, ironiczny, bawiący się rolą Hunta. Kapitalny w scenach akcji, rzadko wysługujący się kaskaderami. Na dalszym planie błyszczy Pegg, który wnosi niesamowity ładunek humoru nie przesadzając przy tym. Śliczna jest Paula Patton, zaś szwedzki gwiazdor Nyqvisk wystarczająco demoniczny. Szkoda że sama postać Hendricksa była tak słabo wyeksponowana, nijaka.
Po czwarte- są tu dwie kapitalne sekwencje akcji. Wspinaczka w Dubaju czy pościg samochodowy podczas burzy piaskowej usatysfakcjonują każdego miłośnika kina akcji.

Tyle plusów. Co do rzeczy, które mi się nie podobały trzeba wspomnieć o muzyce, która była nie ciekawa, banalna kompletnie nie zapadająca w pamięć. Nawet słynnego motywu przewodniego nie było za wiele.
Rozczarował mnie Jeremy Renner. Nie wiem czy to wina źle napisanej roli czy też czegoś innego, ale postać Brandta da się rozgryźć bardzo szybko. Jest nijaki, zdecydowanie przyćmiony przez Cruise'a.
Typowo co do takich produkcji można się czepiać scenariusza, ale pomimo pewnych schematów, które obserwowaliśmy wielokrotnie w innych filmach kilka razy damy się zaskoczyć pomysłem czy tez zwrotem akcji.

Podsumowując, czwarta część M:I jest świetnym, nieco staromodnym filmem akcji do, którego nie raz się będzie wracać.

P.S Taka analogia- realizator zdjęć Robert Elswit był operatorem 18 Bonda "Jutro nie umiera nigdy", w którym główny bad guy także chciał atomowego konfliktu pomiędzy dwoma mocarstwami (w tym że między Anglią a Chinami).

ocenił(a) film na 9
robert_28

Fajny tekst, ale nie zgodzę się z Tobą co do muzyki, ja uważam, że Giacchino stworzył jeden z najlepszych score'ów tego roku. Motyw Schifrina pojawiał się bardzo często, nawet Elfman w jedynce tyle razy go nie wykorzystał, no i aranżacja (w "Light the Fuse") podoba mi się bardziej niż w jedynce ;) Ale najbardziej mi się podobał utwór "Kremlin With Anticipation", który słychać w scenach na Kremlu, chór po prostu miażdży, jeden z najlepszych motywów w tym roku. Ogólnie Giacchino zrobił znacznie lepszą muzykę niż do trójki i dla mnie to przebił nawet Elfmana, o Zimmerze nawet nie wspominam, bo jego soundtrack do dwójki był zdecydowanie najsłabszy, jedynie "Bare Island" było bardzo dobre, no ale to tylko jeden utwór ;)

ocenił(a) film na 8
robert_28

podzielam twoje zdanie. też twierdzę, że ta część jest zdecydowanie udana i przewyższyła moje oczekiwania

ocenił(a) film na 7
robert_28

Zgadzam się, poszłam ze świątecznych nudów do kina na tzw "cokolwiek", a bawiłam się naprawdę nieźle.

Dużo autoparodii, ale nieprzeszarżowanej. Świetne zdjęcia, montaż, sensacyjny barok w całej okazałości i przeskoki z jednej zapierającej dech w piersiach scenerii w kolejną. Pitolenie o przeszłości, żonie, traumach po nieudanych misjach (blablabla) niepotrzebne zupełnie, ale na szczęście mało tego było. Można wybaczyć. Faktycznie, wyszło fajne, sensacyjne kino bardzo a la nineties. Dobra stara ;) szkoła, bez kalkomanii nowych Bondów czy Bournów.
Ale Tom Cruise już ZAWSZE będzie dla mnie Lesem Grossmanem! :)) Dobrze że nie próbuje być tu zabójczym macho z uśmiechem z reklamy Colgate. Wyluzowany karzełek ;) z dystansem do kina, które robi.