Ten film to pastisz. Coś jak James Bond. Dlatego jest zabawny, dlatego są w nim niestworzone wynalazki i gadżety: ma to b yć film rozrywkowy, przegięty na maksa.
Jeżeli wy się spodziewaliście realistycznego filmu o agentach, to chyba nie umiecie czytać zapowiedzi.
Zresztą, to jakaś plaga w polskim kinie - chmara polaczków wybiera się na filmy, o których nie ma zielonego pojęcia, a potem wylewa swoje żale w internecie.
Ghost protocol zjada większość filmów o Jamesie Bondzie na śniadanie.
Jak padło hasło "polaczki" to nie zdzierżę :-)
Porównanie "Ghosta" do Bondów to tak jak porównanie taniego wina do whisky. I to ma procenty, i tym się można upić a rano po każdym można mieć kaca.
Bond od (w zasadzie) początku był po prostu hecny. Te gadżety, dziewczyny, wstrząśnięte martini i poprawianie krawata w czołgu - i jakoś nikt nie myślał czy to wszystko jest możliwe.
W "Ghoście" właśnie nie wiadomo jak do tego podejść. Mamy superagenta, co to na niejednej misji bojowej bywał, obezwładnia wrogów jedną ręką, jest specem-analitykiem, technikę ma w jednym paluszku, a gdy widzi laptopa to zadaje pytanie "a czy to zadziała"? Ludzie, normalnie ręce opadają. Ten sam agent który zapewne nożykiem do konserw wyrżnie dywizję pancerną przez pół filmu płacze w mankiet, bo kiedyż wykonując rozkaz ktoś zabił żonę jakiegoś gościa. No albo on jest superagent albo psychologicznie rozchwiana ciapa.
Wiadomo, taki film to czysta rozrywka i nie ma co szukać realiów (z tego co wiem Kreml nadal stoi :-)). Jak dla mnie po prostu film mógł być fajną rozrywką, ale przez żenujące sytuacje jest tylko głupawą rozrywką.
Podobało mi się też sweetaśne rozwiązanie postaci - wszyscy źli zginęli, wszyscy współpracownicy zostali poobijani, wszyscy dobrzy żyją a jak ktoś jest dobry i nie żyje, to wiadomo ze żyje. Love all around.
No i ten motyw zamachu na Sekretarza. To u nas byle dresiarz wstawia sobie szyby pancerne, a w "Ghoście" samochód ważnego polityka ma odporność na kule zbliżoną do Trabanta. Nie urażając oczywiście Trabantów.
Jakbyś oglądał uważnie, to byś się zorientował, że ta zabita żona, to była żona Toma Cruise'a, i dlatego miał problem z pracowaniem przy nim - ze świadomością, że przez niego zginęła jego żona. A przynajmniej tak mu się wydawało.
Zresztą, możesz sobie wylewać swoje żale, jako to spodziewałeś się czego innego, ale krytycy mówią jednym głosem - genialne widowisko i świetna rozrywka. Rottentomatoes.com - ocena 90%
I tak, to są oceny tych "nadętych krytyków", którzy wymagają od kina nie wiadomo czego. Ale poraz kolejny "polaczki" okazują się być bardziej krytyczni od najkrytyczniejszych krytyków.
I tak, Ghost Protocol jest znacznie, znacznie lepszy od Jamesów Bondów z Craigiem.
Z tą żoną to oczywiście kumam, przecież pisałem, że w filmie nawet jak ktoś zginął, to zyje :-) Chodzi mi o to, iż jak ktoś jest prawdziwym specjalistą od takiej roboty, to nie może mieć sentymentów. No, gdyby to było z jego winy przynajmniej. A on wszak nie był winny, tyle tylko że miał jakieś-tam wyrzuty sumienia w stylu "gdybym wtedy wiedział i postąpił jak mi serce grało, wbrew rozkazom i wytycznym, to teraz nie byoby mi tak smutno". A w dodatku wyszło, że mu się tylko tak wydawało. Bogowie, strzeż mnie od takich agentów specjalnych :-)
I żali nie wylewam, pisze co o filmie zwyczajnie sądzę. Film był naprawdę fajną rozrywką - szergowy Jegorow, hehehe :-) I średnio mnie interesuje jeden głos krytytków na jakiejś stronce - na onecie pewnie też pieją z zachwytu :-) W filmie nie podoba mi się sporo głupich rozwiązań - jak wspomniany wcześniej nieopancerzony samochód ważnego polityka, psucie się urządzeń które popsuć sie muszą dla dobra sprawy, wypasione fury na parkingach z otwartymi drzwiami i kluczykami czy google zabrane na akcję (no i sekundę potem okazują się absolutnie niezbedne dla dlaszej akcji). Z jednej strony mamy więc fajny film sensacyjny, z drugiej strony próbę zrobienia parodii z samego siebie. To pierwsze bardzo mi sie podoba, to drugie troszkę mniej.
A "Cassino Royalle" i tak jest debeściak :-D
Bardzo nadety i buracki komentarz, rozumiem, ze jestes jednym z tych, ktorzy jak cos w gazecie wyczytaja to biora to za prawde, haha. Film jest co najmniej meczacy.
Nic dodać, nic ująć.
Wcześniejsze wersje MI były wiadomo bajkowe, nierealne i faktastyczne, ale się podobały. O wiele więcej dynamizmu w nich było, nie było ckliwych tekstów i nudnych przestojów.
Ta wersja nie dość, że jest nudna, bez pomysłu, wydaje się być nakręcona jakby na siłe, to jeszcze ma w sobie tyle beznadziejnych tekstów i sytuacji, że szkoda czasu na to wszystko.