MI: 3 to żałosna porażka. Ale to można było przewidzieć. Przede wszystkim słaba reżyseria debiutanta Abramsa. Daleko temu filmowi do wirtuozerii wizualnej MI2. Abrams wraca raczej do klimatu filmu szpiegowskiego w stylu Bonda (również zastosowanego w MI:1), ale robi to kopiując najlepsze rozwiązania z MI:2. Niestety robi to w sposób nieudolny. Np. scena z aparatem (zerżnięta z MI:2 scenka z okularami, tylko, że ta w wersji Abramsa jest pozbawiona jakiegokolwiek napięcia i inwencji). Przypomnijcie sobie jak w rytm muzyki Limp Bizkit kamera objeżdżała panoramicznym ruchem Crusie’a gdy ten odbierał wiadomość przez okulary…Niezwykła sekwencja świadcząca o umiejętności wykorzystywania możliwości wizualnych kina. Tymczasem u Abramsa scena z aparatem jest żałośnie płaska…
W filmie Abramsa jest tylko wielkie bum-bum pozbawione sensu, atrakcyjne sekwencje zostały również ściągnięte z MI:2 (vide skok z wieżowca, skok ze spadochronem), narracja filmu nie trzyma tempa przez co MI:3 co chwilę siada tempo akcji, intryga jest zbyt naciągana.
Oto co dzieje się z filmem, gdy robi go amator bez talentu. Woo z przeciętnego scenariusza potrafił zrobić piękne emocjonujące widowisko. Tymczasem Abrams bawi się w psychologię, ustatkowywanie się Hunta (co jest nawiasem mówiąc granicznie infantylne), Abrams próbował pogłębić wizerunek Hunta, uczynić go bardziej ludzkim. Niestety ten element zawodzi. Woo zarzucił realizm i od początku filmu puszcza do widza oko, ze obraz bedzie miał charakter bardziej komiksowy. Tymczasem Abrams najpierw wprowadza realizm, a potem się z niego wycofuje pokazując ewidentne kretynizmy. Bo jak inaczej można nazwać tego typu sceny jak to, ze Hunt spada z dachu z olbrzymią prędkością nic mu się nie staje i biegnie dalej. Potem skacze z kilku pięter na spadochronie, który nie ma szans się otworzyć i po upadku znów cały i zdrowy…W tą samą pułapkę realizmu wpadł de Palma w MI:1. Chciał zrobić realistyczny film szpiegowski, a w efekcie film raził takimi idiotyzmami jak helikopter w tunelu, czy Hunt łażący po dachu mknącego 300 km na godzinę pociągu TGV.
Abrams kradnie wątki od Woo nie umiejąc nic nowego wymyślić. Niestety nawet to robi nieumiejętnie.. Cruise i jego przeciwnik byli zbliżeni parametrami fizycznymi. Tymczasem zerknijcie na Cruise’a i Hoffmana.. Toż to zupełnie inna waga i wzrost!!!! Abrams i spólka nabijają widza w butelkę, mając gdzieś jego elementarne poczucie inteligencji. MI:3 to typowy przykład wielkobudżetowego hollywodkiego shitu, skierowanego dla półmózgów.
Poza tym Cruise już nie gra tak jak kiedyś… Może jest już za stary na rolę Hunta.. W tym filmie jest jakiś wypalony…
No i ta rozmyta dramaturgia… Końcówka zupełnie pozbawiona napięcia. Beznadziejna Michele Monaghan jeszcze bardziej pogrąża film. Postać wykreowana dla wojujących feministek. Z jednej strony czuła żona, z drugiej posiada instynkt zabójczyni. Kolejny debilizm – w 15 sekund nauczyła się po mistrzowsku używać beretty…A ta scena z reanimacją Hunta budziła słusznie powszechny rechot na sali.
Mam apel…Panie Cruise dość już tych Mission: Impossible!!!
Chyba za duzo myslales podczas tego filmu:) Polecam "Dume i uprzedzenie". To odpowiednie dzieło dla Ciebie.
Owszem myslałem w czasie filmu, bo ja mam zwyczaj myslec. Jak ty nie myslisz... to wszystko jasne. :) Nic dziwnego, ze taki film ci sie podoba.
Owszem eJay1, myslałem w czasie filmu, bo ja mam zwyczaj myslec. Jak ty nie myslisz... to wszystko jasne. :) Nic dziwnego, ze taki film ci sie podoba.
Aha ejay jeszcze jedna sprawa... Oglądałem Dume i uprzedzenie i nie podobał mi się zbytnio. Wiec nie wiem o co ci chodzi z tym filmem...
ja po dobryc recenzjach sie spodziewałem naprawde fajnego filmu i dość głębokiego. Ale niestety dobry zamysł pogłębienia psychiki postaci przesłoniła przeszarżowana akcja, która nie tylko dziwnie wygląda w zdeżeniu z WIELKIMi em,ocjami ale też jest tak szybka że pod koniec filmu sprawia wrażenie wypalonej. Zupełnie bez pomysłu na zakończenie. A najbardziej komiczne jest to że na końcu rozpiepsza wszystko SUPER-żona Hunta. Miałem wrażenie że twórcy filmu chyba ze mne zakpili. Jest w tym filmie pare fajnych pomysłów ale dużo zostało spaprane.
Zgadzam się z Tobą w 100%, dokładnie mam takie same odczucia. Jak 1 tak 3 część bazują na tym samym idiotycznym "engine". Natomiast część 2 to genialne "baletowe widowisko" mistrza Woo. Ludziska to wszystko już było w średniej klasy filmach sensacyjnych. Mnie osobiście zirytowało skopiowanie pomysłów z "Prawdziwych Kłamstw" Jamesa Camerona, bardzo udanego filmu (podwójne życie głównego bohatera czy sceny na moście), który do dziś powiewa świeżością.
Dzięki crasher. No wreszcie znalazł się ktoś, kto docenia piekno wizualnego baletu Johna Woo. Juz myslaem, ze tylko ja to dostrzegam.
żalosna porazke moglismy zobaczyc w Matrix Rewolucja a MI:3 jest filmem o dojrzalszym agencie MIF moze rezyseria nienajlepsza ale nie mozna jej porownywac z niesmiertelnym, niezniszczalnym Bondem ktory spadajac z duzej wysokosci nawet zadrapania nie ma. osobiscie lubie serie z Bondem ale to bajka z uzyciem ostrej broni. bledem jest w MI:3 to ze wszystkie czesci byly krecone w tak odleglych roztepach czasowych ale plusem jest ze nie zmieniono aktora(nienawidze kiedy to robia, dla mnie wtedy film traci urok bo jestem przyzwyczajona do aktora ktory jako pierwszy wcielil sie w te postac). dosc dziwna byla scena reanimacji Hunta przez żone(byla dosc dziecinna). kazdy rezyser, aktor kradnie cos od innych bo tak to juz jest w tym swiecie biznesu filmowego. gdyby tak ktos inny nakrecil jakies 2/3 lata wczesniej MI:3 to byloby ok. akcja byla dobra, poscigi i w koncu jakies szalencze uczucia bohatera ktory gotow jest dla zony zrobic wszystko(bo mam dosc tych romansikow Bonda, co film nowa kochanka)...ale jesli jestesmy dobrzy w krytykowaniu to czemu sami nie zglosimy sie do produkcji takiego filmu...w koncu my wiemy najlepiej....nie zaluje ze poszlam na ten film, bo juz wielokrotnie sie przekonalam ze film ktory jest krytykowany przez innych mi przypada do gustu. to fakt moja ulubiona czescia zawsze pozostanie MI:2, Tom swietnie tam wygladal, aktorzy dobrze dobrani, szybkosc, zwrot akcji, muzyka....
Nioe no... trochę mnie rozsmieszylas. Nie porównuj Matrix rewolucje, filmu z ambicjami (chociaż niezbyt udanego), głebszym przeslaniem i licznymi odniesieniami, do kiepskiego filmu akcji, który jest pusty jak wydmuszka.
No to chyba dziewczyna ma tym bardziej racje ze to załosna porażka skoro miałto byc film z ambicjami. Ja również uwazam ze Rewolucje to kaszana. M:I:III to kino akcji na którym w ogóle sie nie nudziłem, miał kilka dobrcy scen, genialny czarny charakter, no i niestety zwaloną oncówke
w przypadku tego filmu ine da sie dojsc do porozumienia bo jak sam autor tematu wspomnial sa to 2 rozne szkoly. Dla mnie film jest swietny. Powrot do genialnej jedynki i odpuszczenioe sobie tandetnego (wedlog mnie) efekciarstwa w wykonaniu woo (ta scena z okularami ktorw wybuchaja to smiech na sali) mamy tutaj wartka ale nie przesadzona akcje przyjemny scenariusz a wszystko to przyjemne dla oka. Ale jezeli ktos lubi filmy ala wlasnie Woo to bedzie to dla niego kiepski film. ja (moze niestety) wyroslem juz z zainteresowania do takiej plastikowej i wciskanej na sile akrobatyki i akcji jak w MI2 i dla tego uwazam ja za porazke i jeden filmow do ktorych raczje nigdy nie wroce. 3 natomiast z checia obejze jeszzce kilka razy przy okazji
Warto chyba jeszcze rzeczywiscie do tych porównan 1, 2, 3. fidelio słusznie napisał, że de Palma "Chciał zrobić realistyczny film szpiegowski, a w efekcie film raził takimi idiotyzmami jak helikopter w tunelu, czy Hunt łażący po dachu mknącego 300 km na godzinę pociągu TGV." Ale w M:I:III nie było takiego zamiaru. Od początku było wiadomo kto tu jest zły, cała intryga dość prosta, no moze na koncu troche udziwnili, ale to itak nic. Zresztą podobnie było w dwójce: prosta intryga i dyzo akcji. Poniewaz dopiero raz oglądałem M:I:III i nie wiem czy moja ocena bedzie wywazona, ale gotowy jestem ustawic filmy w kolejności:
1. M:I:III
2. M:I 2
3. M:I
Chociaz trzeba przyznac ze w dwójce nie było takich wpadek jak scena z reanimacją, ale te dwa filmy to całkiem inny klimat i chyba wole ostrą jazde z M:I:III
Pozdro
Jak dla mnei Dwójka Johna Woo to kolokwialnie mówiąc "kibel" nastawiony na jedeną wielką eksplozję wylewającą sie z ekranu jakoś do meni to nie trafiło. Ogladająć go za każdym razem kiedy jest na przykład w tv nie potrafię wytrzymać do połowy.
A co do tego że Cruise sie do tej roli powoli starzeje to fakt też odniosłem tekie wrażenie, hociaz jego bieg małego nakręcanego robocika w ostatnich sekwencjach jest niezły ;)
Ja postwiłbym wszystkie części obok siebie na jednej półce, nie sposób powiedzieć która jest najlepsza;najgorsza, obecnie jestm pod wrażeniem III ale obiektywnie patrząc, każda część mimo kontynuacji jest inna, głównie klimatem. I ciężko jest wyróżnić tą jedyną. Po co ten spór która część jest najlepsza?!? III RZądzi !!!
;) żartowałem