"Mistrz" to film obrzydliwie ckliwy. Właściwie wart jest zapamiętania tylko i wyłącznie dzięki niesamowitemu Rickowi Schroderowi - jeszcze jednemu cudownemu dziecku Hollywood.
Jeśli ktoś ma jednak ochotę obejrzeć "Mistrza" niech zaopatrzy się w duże opakowanie chusteczek, na pewno się przydadzą.
fakt, że "Mistrz" jest nudny i nieco przydługi, jednak dla małego Schrodera należą się oklaski na stojaco- jest to pierwszy film w życiu na jakim się popłakałam, a wytrzymałam z suchymi oczami wiele takich, na których inni moi znajomi wycierali oczy (np. Szkoła uczuć, A.I., Podaj Dalej, Pasja, Marzyciel).
Dzieciak mnie po prostu rozbroił w scenie kiedy jego ojciec umiera, a mały próbuje go obudzić i nie może dopuścić do siebie myśli, że mistrz nie żyje.