muszę przyznać, że po przeczytaniu kilku opinii, podszedłem do tego filmu z dystansem. ale okazał się majstersztykiem. spojrzałbym na niego mimo wszystko od strony historii Witkacego. prawda historyczna mówi, że artysta popełnił samobójstwo w 1939 r po wkroczeniu wojsk radzieckich na teren Polski. Jest jednak wiele niedomówień, niektórzy twierdzą, że Witkacy upozorował śmierć i ukrywał się jeszcze przez długi czas, tworzył. nieścisłościom pomaga również powtórny pogrzeb artysty w
Zakopanem w latach 80, gdzie nie potwierdzono autentyczności szczątek. opowieści o listach rzekomo pisanych w latach 50 i 60. i tę historię wchodzi z fabułą reżyser, ukazując młodego SBka, pasjonującego się Witkacym, odnajdującego jakoby kolejne elementy układanki potwierdzające mistyfikację śmierci malarza. i rzeczywiście widzimy Witkacego, który żyje, ukrywa się w mieszkaniu kochanki, tworzy nowe portrety - ALE CZY NA PEWNO ?? czy film nie jest kolejną mistyfikacją, kolejną zagadką, niedomówieniem. czy na pewno to jest Witkacy ?? a może to tylko urojenia kochanki ?? podoba mi się właśnie ta dwuznaczność, której sam Witkacy hołdował - w samym filmie zwracana jest również na to uwaga "oszukizm. nieprawdyzm. kłamizm. na dudka wystrychilizm." itd. to są słowa artysty, który uwielbiał balansować na krawędzi, nie być dosłowny, jednoznaczny. oficjalna wersja wydarzeń wygląda tak - Witkacy NIE ŻYJE, a może jednak żyje. fabuła filmu zdaje się mówić - Witakcy ŻYJE, a może jednak nie. ostatnia scena, w której w czasie przedwojennym Witkacy wręcza order PRL ma przedstawić nie możliwość tej sytuacji i uświadomić, że film jest tytułową mistyfikacją, małym oszustwem, w które nie powinniśmy do końca wierzyć. i tak jak z prawdziwą historią Witkacego - nie wiadomo co tak naprawdę się stało. myślę że artysta tak kontrowersyjny mógłby być zadowolony z tego kłamizmu i oszukizmu.